W poprzednim wpisie opisywałem strategię covered call. Jej oryginalna wersja wymaga opcji wykonywanych przez dostawę instrumentu bazowego. Dzięki temu zobowiązanie, które na siebie bierzemy przez wystawienie opcji, zabezpieczane jest tym samym instrumentem. Oznacza to, że strategia nie wymaga zaangażowania żadnego depozytu zabezpieczającego w formie gotówkowej. Można więc powiedzieć, że wtedy inwestor w czystej postaci oddaje możliwości wzrostu ceny akcji za gotówkę, którą dostaje w postaci premii opcyjnej. Im więcej potencjału wzrostu odda, tym więcej premii za to otrzyma.
Jak skonstruować covered call na GPW
Na warszawskiej giełdzie posiadamy opcje notowane na tylko jeden instrument. Jest nim indeks Wig20, czyli indeks największych i najpłynniejszych spółek naszego parkietu. Siłą rzeczy nie można kupić całego indeksu, gdyż uniemożliwia to jego rozdrobnienie i zmieniający się udział poszczególnych spółek. Trzeba więc szukać instrumentów odzwierciedlających zachowanie tego indeksu na tyle dokładnie, żeby możliwe było efektywne korzystanie ze strategii covered call.
Pierwszym z takich instrumentów jest ETF na indeks Wig20. Jest to fundusz, który swoim zachowaniem odzwierciedla ruchy indeksu Wig20, a więc pod pewnymi względami można próbować nim zastąpić nasz instrument bazowy. Wiedząc, że opcje posiadają mnożnik 10 zł za jeden punkt indeksowy, przy indeksie na poziomie 2400 pkt musimy kupić jednostki ETF za cenę 24 000 zł. Wtedy możemy wystawić przeciwko nim jedną opcję call i mamy „jedną jednostkę” strategii covered call. Już sama kwota świadczy o tym, że trzeba jednak posiadać pewne zaplecze kapitałowe, aby stosować tę strategię na indeksie.
Sęk jednak w tym, że ETF na Wig20 nie odzwierciedla indeksu idealnie. Wartość jednostek funduszu jest bowiem powiększana o dywidendy wypłacane przez spółki. Jego wartość rośnie więc szybciej niż indeks i dzisiaj, przy Wigu20 na poziomie 2400 pkt jednostka ETFa kosztuje 270 zł (jedna jednostka reprezentuje 0,1 wartości indeksu). Trudno jest więc precyzyjnie zarządzać taką strategią, zwłaszcza w kontekście wyboru cen wykonania wystawianych opcji.
ETF ma również drugą wadę. Nie można go zaliczyć na poczet depozytu zabezpieczającego, która to możliwość istnieje przy niektórych akcjach i obligacjach. Strategia jest więc przez to droższa. Nie dość, ze musimy wyłożyć 24 tysiące na kupno jednostek ETF to jeszcze jesteśmy zobowiązani do utrzymywania depozytu zabezpieczającego dla wystawionej opcji. To wymaga od nas pozostawienia pewnej rezerwy w portfelu na zmieniający się depozyt.
Wykorzystanie kontraktu terminowego do strategii covered call
Drugim odpowiednikiem indeksu Wig20 jest na warszawskiej giełdzie notowany na ten indeks kontrakt terminowy. Naśladuje on notowania swojego instrumentu bazowego i zbytnio nie odbiega od jego poziomów. Drugą zaletą jest fakt, że kontrakty i opcje wykorzystywane są do wzajemnego zabezpieczania się przez animatorów rynku. To z kolei oznacza, że opcje wyceniane są zgodnie z kontraktem, a nie z indeksem. Dzięki temu otrzymujemy nieco sprawiedliwsze warunki inwestycyjne niż przy handlowaniu samym indeksem.
Jest jeszcze jeden silny argument przemawiający za wykorzystaniem kontraktów terminowych do budowania strategii covered call na GPW. Jest nim fakt wymogów kapitałowych. Depozyt od wystawionej opcji musimy utrzymywać i tak. Natomiast kontrakt terminowy wykorzystuje dźwignię finansową. Nie musimy więc posiadać 24 tysięcy w gotówce, a wystarczy nam zaledwie ułamek tej kwoty. Sprawia to, że wystawianie call z kontraktem jest mniej kapitałochłonne niż call z ETFem.
Co więcej, obie te pozycje wzajemnie się zabezpieczają. Podobnie jak przy spreadach na rynku opcji, KDPW „wie” że kupiona opcja zabezpiecza opcję wystawioną i na tej podstawie żąda od nas utrzymywania niższego depozytu, tak przy covered call KDPW również „wie”, że posiadamy kontrakt zabezpieczający opcję i nasz depozyt nie jest sumą depozytu opcyjnego i kontraktowego. Trzeba tu jednak poczynić ważne zastrzeżenie. Opcje są instrumentami, których wycena w kontekście naszego rachunku odbywa się dwukrotnie: raz w chwili nabycia i drugi w chwili sprzedaży/wykonania. To wtedy następuje wypływ lub przypływ środków. Z kolei kontrakt po każdej sesji generuje tzw. wyrównanie do rynku, czyli przypływ lub odpływ gotówki. Ze względu na dynamizm całego układu, skomplikowany sposób obliczania samej wysokości depozytu oraz zróżnicowane regulacje w tym zakresie na poziomie domów maklerskich, trudno jest dokładnie powiedzieć, jak wielkiego depozytu będziemy potrzebowali. Jedno jest pewne, z pewnością będziemy musieli przygotować mniej gotówki niż przy wariancie z ETFem.
Jednak i tutaj jest haczyk. Pamiętamy przecież, że kontrakt na Wig20 posiada mnożnik 20 zł za punkt, podczas gdy opcje pozostały z mnożnikiem 10 zł. A więc na każdy kontrakt będziemy musieli wystawić dwie opcje call, przez co wartość kontrolowanej przez nas pozycji zdecydowanie rośnie. Taka strategia covered call będzie się zachowywała jak indeks kupiony za 48 tysięcy zł (przy Wig20 = 2400 pkt) i od tego poziomu będą liczone nasze zyski i straty. I być może ładnie wygląda perspektywa wystawienia dzisiaj dwóch opcji call za łączną premię 500 zł, ale trzeba pamiętać, że zaledwie jedna sesja jest w stanie nam ten zysk odebrać i przemienić go w stratę.
Z którego rozwiązania ja bym skorzystał
Z dwóch wyżej wymienionych wariantów zdecydowanie wybieram tę z kontraktem terminowym. Nie wymaga ona angażowania tak wielkiej ilości kapitału, a przez to daje nam ona o wiele szersze możliwości. Nie trzeba przecież być piekarzem, żeby zjeść kromkę chleba.
Drugą zaletę widzę jednak w dźwigni finansowej. Strategia covered call nie służy do generowania ekstremalnych stóp zwrotu. Nie jest jej celem podwojenie posiadanego kapitału w ciągu roku, lecz dorzucenie trochę premii w sytuacji, gdy nie oczekujemy aby rynek szybował silnie w górę. Nie oznacza to jednak, że nie warto nieco zlewarować swojej pozycji. Dlatego sądzę, że niewielka dźwignia na poziomie 2:1 lub 3:1 będzie w miarę bezpiecznym rozwiązaniem. W ten własnie sposób generujemy dodatkową premię, redukując wymogi kapitałowe. Oczywiście trzeba pamiętać, że jeśli rynek silnie spadnie, nasze straty w relacji do kapitału również będą 2-3 krotnie większe.
Podsumowanie
Covered call jest niewątpliwie strategią bardzo interesującą i wartą zastosowania na naszym rynku, nawet mimo przeciwności stawianych nam przez standard instrumentu. Można podchodzić do niej w sposób pasywny, wystawiając oddalone od rynku calle, a można grać nieco bardziej aktywnie, zarządzając odległością wystawianej opcji w zależności od sytuacji rynkowej i naszych oczekiwań. Te szczegóły techniczne omówimy już jednak w kolejnym wpisie.
Przypominam również, że czekam na propozycje pytań do webinaru opcyjnego, który zamierzam przeprowadzić. Jeśli macie jakieś pytania, zadawajcie je pod poprzednim wpisem.
Dodaj komentarz