Zarządzanie ryzykiem portfela opcji jest niezmiernie ważną sprawą, która jest niestety bagatelizowana przez wielu inwestorów zaczynających przygodę na tym rynku. Często konsekwencje takiego właśnie stanu rzeczy objawiają się w wyczyszczeniu dużej części portfela inwestycyjnego. Dlatego też w dzisiejszym wpisie przyjrzymy się zarządzaniu ryzykiem w różnych portfelach opcji, ponieważ jest to sprawa kluczowa, równie ważna, jak strategie opcyjne mające nam generować dochód.
Są dwie główne różnice między zarządzaniem ryzykiem w portfelu akcyjnym a portfelem opcyjnym. Po pierwsze, dysponujemy innymi prawdopodobieństwami wystąpienia zysku i straty oraz innymi relacjami maksymalnego zysku do maksymalnej straty. W przypadku akcji najczęściej sytuacja oscyluje w okolicy 50:50, maksymalna strata jest ograniczona stop lossem, a maksymalny zysk jest bardzo zróżnicowany, zależnie od preferencji i podejścia inwestora. Przy opcjach sytuacja ta wygląda zupełnie inaczej. Znając prawdopodobieństwa opisujące z grubsza zachowanie instrumentu bazowego, możemy dowolnie regulować swoje prawdopodobieństwo sukcesu. W rezultacie 3% portfela zaryzykowane na akcjach, gdzie mamy szanse 50:50 niesie zupełnie inne ryzyko dla portfela niż 3% zaryzykowane na strategii, gdzie prawdopodobieństwo straty wynosi zaledwie 10%. Musimy więc zupełnie przedefiniować nasze podejście do ryzyka.
Drugim problemem pojawiającym się przy opcjach, jest stosowanie strategii dopuszczających nieograniczoną stratę, jak chociażby opisywana wcześniej short strangle. Ma ona pewną maksymalną premię, którą chcielibyśmy otrzymać, ale musimy zaryzykować dużo, dużo więcej. Dodatkowo pojawia się ryzyko wysokiej gammy, kiedy to stosunkowo niewielki ruch rynkowy może znacząco przyspieszyć stratę ponoszoną na pozycji. I mieliśmy zarobić 100 zł, a tymczasem już tracimy 400 zł i nie wiadomo, jak daleko to zajdzie. W rezultacie inwestorzy mają tendencję do łudzenia się, że jednak rynek się cofnie. Czasem tak robi, ale niekiedy rusza dalej i w rezultacie strata robi się czterocyfrowa. To właśnie pogrąża portfele. I takimi właśnie sytuacjami trzeba umieć zarządzać.
Zarządzanie ryzykiem złożonego portfela
Rzadko jest tak, że mamy w portfelu tylko i wyłącznie opcje. Najczęściej samym opcjom towarzyszą również inne instrumenty, akcje, kontrakty czy obligacje. W przypadku kupowania opcji lub strategii, płacimy więcej premii niż otrzymujemy. Oznacza to, że nasze ryzyko ograniczone jest do tego, co zapłaciliśmy i nie jesteśmy zobowiązani do utrzymywania depozytu zabezpieczającego. Z kolei jeśli dokonaliśmy transakcji przeciwnej, w wyniku której premia wpłynęła na nasze konto, musimy utrzymywać depozyt zabezpieczający, którego wielkość uzależniona jest od ryzyka, które na siebie wzięliśmy, ale również od zachowania instrumentu bazowego i zmienności panującej na rynku. I nie jest tajemnicą, iż depozyt ten prawie zawsze jest wyższy niż chciałby tego inwestor. W związku z powyższym musimy wygospodarować część portfela, która będzie zawsze utrzymywana w gotówce, służąc za margines niezbędny dla transakcji na rynku opcji.
O ile utrzymywanie depozytu w gotówce jest dla wielu osób kłopotliwe, istnieje tu pewne rozwiązanie, którym możemy się posłużyć. Regulacje giełdowe pozwalają na zaliczenie niektórych akcji oraz obligacji na poczet depozytu zabezpieczającego. Każdy z papierów ma swoją wagę, czyli część wartości, jaką możemy zaliczyć na poczet depozytu. Jeśli nie dokonujemy wielu transakcji i chcemy dane papiery posiadać przez dłuższy okres, możemy złożyć na rachunku maklerskim odpowiednią dyspozycję i wtedy zostaną one częściowo uwzględnione na poczet depozytu, co znacząco zmniejsza wysokość gotówki, którą musimy utrzymywać. Więcej miejsca temu zagadnieniu poświęciłem we wpisie sprzed ponad dwóch lat, do którego teraz odsyłam.
Oczywiście kwestią bardzo dyskusyjną jest wysokość środków, jakie musimy zabezpieczyć na poczet transakcji opcyjnych. Wszystko zależy od tego, jaką rolę opcje pełnią w naszym portfelu. Najczęściej są one uzupełnieniem i dywersyfikacją pewnych działań na innych instrumentach, dzięki czemu nie musimy wykręcać na nich stóp zwrotu rzędu 30% rocznie, co wymagałoby poświęcenia dużej części portfela na depozyt, jeśli strategia zakładałaby wystawianie opcji. Grając małymi stawkami i nastawiając się na rozsądne kilka procent, jesteśmy w stanie dość ładnie wkomponować opcje w nasz inwestycyjny portfel.
Portfel wyłącznie opcyjny
Jeśli opcje stanowią naszą główną strategię, zazwyczaj gramy grubo. Oznacza to ryzykowanie dużej części kapitału w jednej transakcji, jeśli kupujemy opcje, jak również mamy do dyspozycji cały portfel, jeśli chodzi o depozyt zabezpieczający. I tutaj sądzę, że poświęcanie całości dostępnej gotówki na potrzeby depozytu jest zwyczajnym marnowaniem kapitału. Lepiej chociażby zastosować trick, który opisałem powyżej i przynajmniej 20-30% ulokować w obligacjach lub nawet akcjach. Przecież nie dopuszczamy możliwości, że doprowadzimy stratę do takich rozmiarów, że depozyt przekroczy poziom 50%. Prawda?
No właśnie. Przede wszystkim trzeba wiedzieć, jakimi strategiami gramy. Jeśli kupujemy opcje i nasze szanse na zysk są małe (ale zysk będzie teoretycznie bardzo duży), trzeba handlować małymi pozycjami. Weźmy przykład ryzykowania 3% portfela, żeby kupić sobie opcje put OTM, licząc na załamanie rynku. Być może ono nastąpi, ale w takiej sytuacji bardzo prawdopodobny jest scenariusz, w którym tracimy kilkanaście razy z rzędu. Przy prawdopodobieństwie sukcesu na poziomie np. 20% jest to bardzo możliwe i należy się tego spodziewać. Wtedy też tracimy raz za razem po 3%, a kumulacja strat daje już bardzo dużą wartość.
Podobnie ma się sytuacja z np. iron condorem, gdzie mamy ograniczony potencjał zysku i ograniczone maksymalne ryzyko. Grając kondory zarabiające 10 punktów i ryzykujące 40 (czyli o szerokości 50 pkt), zarabiamy na każdym kondorze 100 zł. Zakładając, że przełożymy to na wartości procentowe, ryzykując 4% portfela, zarabiamy 1%. Wielu analityków zaleca trzymanie ryzyka przy takich strategiach na poziomie poniżej 5%, żeby ewentualne straty były na rozsądnym poziomie. I teraz przemyślmy przez chwilę kwestie zysku i ryzyka. Oczekując zysku przekraczającego nieco 12% rocznie (jeśli nie zdarzy się po drodze strata i wszystkie transakcje będą zyskowne) ryzykujemy 4% portfela. Oczywiście strata ma prawo się zdarzyć i wtedy możemy zapomnieć o takim wyniku.
Ale inwestor najczęściej nie chce ograniczać swoich zysków do tak małego poziomu. Potraja więc wielkość pozycji i chce zarobić na danej miesięcznej serii 3% portfela. Po skumulowaniu daje to wynik przekraczający 42% i to już faktycznie wydaje się interesująca propozycja. Jak wygląda ryzyko? Na każdej transakcji ryzykujemy 12% portfela, a więc jeśli wpadka trafi się dwa razy z rzędu, można stracić już 1/4 środków. Niektórzy powiedzą, że to dużo, inni że mało.
Duże znaczenie ma tutaj zarządzanie pozycjami i ostateczny rezultat całej strategii, a konkretnie to, na ile inwestor potrafi nie dopuścić, żeby zrealizowała się maksymalna strata. W moim portfelu na przestrzeni ostatnich miesięcy, kiedy aktywnie handluję strategią iron condora, moje maksymalne ryzyko sięgało niekiedy 40% portfela. Oczywiście ryzyko to leżało daleko od rynku, ale była sytuacja, w której zrolowałem część zagrożonej strony, gdy rynek zbytnio się do niej zbliżył. Dlatego wszystko jest kwestią indywidualnych preferencji i umiejętności zarządzania ryzykiem, na które się wystawiamy. Istnieje powiedzenie, że kto gra grubo wygrać musi. Tyle tylko, że rynek nie zna litości i bardzo często ci grający grubo, przeceniają swoje umiejętności. Prawidłowość ta dotyczy wszystkich, również mnie, dlatego przestrzegam każdego, aby ryzykował możliwe małe kwoty, dopóki nie nauczy się bronić swoich pozycji i nie wypracuje własnych statystyk zwycięstw i porażek.
Gra na pełnych obrotach
Zarządzanie portfelem opcji jest jeszcze bardziej złożone w sytuacji, gdy strosujemy strategie niezabezpieczone, posiadające teoretycznie nieograniczone ryzyko strat. Kwestię konieczności zabezpieczenia odpowiedniej części portfela na depozyt już omówiłem. Co jednak w sytuacji, gdy rynek pójdzie gwałtownie przeciwko nam? Tutaj właśnie będzie miała znaczenie wielkość pozycji, którą sobie ustalimy. Najlepiej omówić to na przykładzie.
Załóżmy, że posiadamy portfel o wielkości 10 000 zł. Opcje posiadają mnożnik 10 zł za jeden punkt, co oznacza, że wystawiając opcję put z ceną wykonania 2400 pkt, nasze maksymalne ryzyko to 24 ooo zł w sytuacji, gdy indeks Wig20 spadnie do zera. Wystawiając call, nasze ryzyko nie jest niczym ograniczone, bowiem indeks może się podwoić, potroić lub dowolnie zwielokrotnić. Wiedząc jednak, że taka sytuacja raczej nam nie grozi, załóżmy maksymalną możliwą stratę na poziomie 24 000 zł.
Już na tym etapie widzimy, że posiadany przez nas kapitał nie wystarcza na zabezpieczenie całości możliwej straty, a jedynie 1000 punktów w każdą ze stron. Inwestorzy mają jednak tendencję do zwiększania pozycji w celu zmaksymalizowania otrzymywanej premii. Wyobraźmy sobie, że potrajamy pozycję, wystawiając trzy opcje. W rezultacie posiadane 10 000 zł pozwala na pokrycie strat rzędu ok. 330 pkt. W sierpniu 2011 roku indeks Wig20 w ciągu ok. 10 sesji spadł o prawie 600 punktów. Jednocześnie wymagane w tym czasie depozyty zabezpieczające były jeszcze większe, gdyż nie było wiadomo, jak głęboko jest dno, a zmienność była bardzo wysoka.
Wnioski? Przykład ten pokazuje, jak ważne jest kontrolowanie ryzyka podczas wystawiania niezabezpieczonych opcji. Szybki ruch rynku, przegapienie nawet jednej sesji, może sprowadzić na nas bardzo negatywne konsekwencje finansowe w postaci pokaźnych strat. Dlatego też trzeba utrzymywać nasze pozycje na bardzo rozsądnym poziomie. Być może nie podwoimy w ten sposób kapitału w kilka miesięcy, ale zyskamy w ten sposób więcej bezpieczeństwa, które jest bardzo potrzebne.
Drugim elementem przy takich strategiach jest punkt wyjścia z pozycji, którego będziemy bezwzględnie przestrzegali. Zapewne zaledwie raz na wiele transakcji pojawi się potrzeba skorzystania z tego rozwiązania, ale zdecydowanie trzeba je posiadać. Spóźnienie się lub co gorsza łudzenie się, że rynek wróci do poprzednich poziomów, może wysadzić w powietrze znaczącą część naszego portfela. Pokazany powyżej przykład dość jasno to prezentuje.
Podsumowanie
Zarządzanie ryzykiem portfela opcyjnego wygląda zdecydowanie inaczej niż przy akcjach czy kontraktach terminowych. Ryzyka rozłożone są w innych miejscach, a strategie posiadające ograniczony zysk kuszą, żeby maksymalizować wielkość pozycji. Niejeden inwestor przekonał się już, jak zgubne w skutkach może się okazać takie podejście. Dlatego rekomenduję wszystkim początkującym korzystanie ze strategii z ograniczoną możliwością straty. W ten sposób nawet jeśli popełnimy wszystkie błędy początkującego i nie przekształcimy lub zamkniemy zagrożonej pozycji, strata nie będzie wielka. O ile oczywiście pozycja nie stanowiła połowy posiadanego portfela.
powiem Ci, że baaardzo ciekawy artykuł 🙂 ta opcja chyba z tego co zrozumiałem wydaje się w miarę mimo wszystko bezpieczna, także nawet początkującemu stosunkowo niewiele grozi i to mi się podoba 😀 ps. super, że systematyczne prowadzisz tego bloga, to przyciąga odbiorców 🙂 pozdrawiam
Mam nadzieję, że od stycznia pojawi się coś jeszcze ciekawszego. Szczegóły w kolejnym wpisie 🙂
No to z niecierpliwością czekamy na kolejne wpisy 🙂
dzisiaj chyba spreads byka z moim malym doswiadczeniem
OWX2400 15.59 wystawienie , ustawiamy stop na 30
OWX2300 kupno 2.30 dla zabezpieczenia
Dla kapitalu 10 tys zl strata 15 pkt czyli 150 zl czyli 1.5%, mozna tez wystawic 3 czyli 4.5% od kapitalu, jak kto lubi wieksze ryzyko
Mozna tez nizej to samo zastosowac 2350 wystawic, kupic 2250
Dość blisko rynku poszedłeś, ale faktycznie spread będzie szybko tracił na wartości, jeśli rynek pójdzie w górę 🙂