Dzisiaj niestety przychodzi mi opublikować bardzo przykrą historię, ale sądzę, że jest ona konieczna dla ostrzeżenia inwestorów indywidualnych przed pewnymi sytuacjami, w których mogą narazić swoje rachunki maklerskie na gigantyczne straty. Sądzę, że może się z tego rozpętać mała afera na rynku opcji GPW, ale mam też nadzieję, że wyjdzie nam ona na dobre. Zwłaszcza czytelnikowi bloga, który na chwilę obecną znajduje się w bardzo niekorzystnej sytuacji.
[aktualizacje tekstu znajdują się na końcu wpisu]
W tekście tym opiszę całą sytuację oraz poruszę kwestie, które będę dalej wyjaśniał. Na razie ciężko jest stwierdzić, na ile jest to nieszczęśliwy zbieg okoliczności, a na ile niedopatrzenie ze strony organizatora obrotu lub domu maklerskiego, więc nie będzie żadnych oskarżeń. Niemniej już teraz wiadomo, że gdzieś za kulisami kilka korporacyjnych głów zastanawia się, jak wybrnąć z tej kłopotliwej sytuacji.
Afera na rynku opcji – przebieg zdarzeń
Napisał do mnie czytelnik bloga, który opisał swoją przygodę z minionego poniedziałku, 6 lipca. I muszę powiedzieć, że czytałem jego maila bardzo wiele razy, gdyż trudno jest wyobrazić sobie, jak mogła mieć miejsce taka sytuacja.
Inwestor posiadał na rachunku maklerskim kwotę ok. 400 zł. Niedużą, ale pozwalającą na dokonywanie transakcji. Postanowił kupić 10 sztuk wrześniowych opcji call z ceną wykonania 2750 pkt. Opcje te posiadają oznaczenie OW20I152750. W chwili transakcji Wig20 znajdował się zdecydowanie poniżej tego poziomu, w okolicach 2260 pkt. Nic więc dziwnego, że kurs odniesienia dla tej opcji był bardzo niski i wynosił 0,61 pkt, czyli 6,10 zł.
Celem inwestora było kupno 10 sztuk tychże opcji call w cenach zbliżonych do piątkowego zamknięcia. Był on przekonany, że z drugiej strony rynku będzie animator, który weźmie drugą stronę transakcji i wystawi te 10 opcji. Może nie po cenie 1,10 pkt (będącej ceną zamknięcia poprzedniej sesji), ale zbliżonej. Inwestor zakładał, że cała operacja, wliczając spread nie będzie kosztowała więcej niż 200 zł, czyli średnio 2 pkt za jedną opcję.
Na początku sesji złożył więc zlecenie kupna 10 opcji call PKC. PKC, czyli Po Każdej Cenie, zakładając jednak, że cena nie przekroczy rozsądnych granic. Chwila minęła i o godz. 8:57 zlecenie się zrealizowało. Jakież było jednak zdziwienie mojego czytelnika, gdy okazało się, że jedną opcję kupił za 99 pkt, a dziewięć kolejnych po cenie 230,55 pkt. W rezultacie więc, posiadając na rachunku maklerskim gotówkę o wartości ok. 400 zł, inwestor kupił opcje call za cenę 21 739,50 zł. Przypomnijmy, że na poprzedniej sesji kurs zamknął się na poziomie 1,10 pkt, więc zakup 10 opcji powinien kosztować ok. 111 zł. Nie trzeba chyba mówić, że kurs niemal natychmiast wrócił do poprzednich poziomów i opcja zakończyła poniedziałkową sesję na poziomie 1,05 pkt.
Potwierdzeniem tego faktu jest przebieg notowań tej serii opcji. Widzimy wyraźnie, że faktycznie transakcje dokonywane były po takich horrendalnie wysokich cenach (za stooq.pl):