Dokonane w poprzednim wpisie wprowadzenie do spreadów pionowych, jakimi są spread byka i spread niedźwiedzia nie jest wyczerpujące. Jak to zazwyczaj w przypadku opcji bywa, strategię można wytłumaczyć kilkoma słowami, ale dla jej dokładnego zrozumienia potrzeba odpowiedniego opanowania mechaniki, jaką żądzą się opcje giełdowe oraz czasami też praktyki, ażeby przekonać się, jak dana strategia „chodzi” w rzeczywistych rynkowych warunkach. Już niejeden świetny pomysł inwestycyjny poległ w zderzeniu z realiami giełdowego obrotu.
W dzisiejszym wpisie rozwiniemy oba spready w taki sposób, aby inwestorzy byli w stanie względnie sprawnie operować zarówno samą strategią, jak też związanym z nią nazewnictwem. Wbrew pozorom użycie podobnego, ale innego wyrazu przez rozmówcę może oznaczać zupełnie inny układ opcji, co może powodować nieporozumienia. Również sfera praktyczna zawiera pewne prawidłowości w funkcjonowaniu opcji, co sprawia, że w danych warunkach rynkowych lepiej jest wykorzystać spread na opcjach put zamiast spreadu na opcjach call, mimo że posiadają niemal identyczny profil wypłaty. Dlatego zachęcam do podejścia do poniższego wpisu z lekką głową, żebyście mogli za jakiś czas tymi spreadami żonglować i bez długotrwałej kalkulacji potrafili zdecydować, jak ustawić strategię dla danej sytuacji na rynku.
Kupić spread niedźwiedzia, czy sprzedać spread niedźwiedzia?
Spready opcyjne można kupować lub sprzedawać. Nie oznacza to jednak, tak jak jest to w przypadku kontraktu terminowego, automatycznego zajęcia pozycji długiej lub krótkiej. Poprzez kupno spreadu rozumiane jest zapłacenie za ten spread. Podobnie, jak kupujemy różne dobra w sklepach, czy akcje na giełdzie, kupno spreadu wiąże się z ubyciem pewnej sumy pieniędzy z naszego portfela. Spread kupiony, a dokładniej nasz stosunek do takiego spreadu, nazywany jest mianem debit spread. Z kolei spread sprzedany (lub wystawiony) oznacza sytuację, w której ze zbudowaniem strategii spreadu na rynku wiąże się przypływ gotówkowy, podobnie jak ze sprzedaniem jakiegoś innego dobra. Taki spread nosi z języka angielskiego miano credit spread.
Różnica między spreadami kupionymi a wystawionymi związana jest z opcjami, na których dokonujemy transakcji. Pamiętajmy, że spread byka lub spread niedźwiedzia zakłada zawsze wystawienie i kupno opcji tej samej serii, tego samego typu, w równej ilości, ale o innych cenach wykonania. Kupując opcję o wyższej premii opcyjnej i sprzedając o niższej premii, ponosimy koszt równy różnicy między tymi premiami. I odwrotnie, sprzedając opcję droższą a kupując tańszą, osiągamy przychód pieniężny i jest to credit spread. O kupowaniu i sprzedawaniu opcji pisałem przy temacie premii opcyjnej.
Każdorazowo budując taki spread nasz przepływ finansowy równy jest albo maksymalnemu zyskowi albo maksymalnej stracie, które są możliwe do osiągnięcia na danej strategii. W rezultacie znajdujemy się na jednym z ramion naszego spreadu, co widać na poniższym profilu wypłaty:
Jeśli nasza strategia wygaśnie i przyniesie rezultat skrajnie przeciwny do miejsca startowego w którym się znaleźliśmy (maksymalna strata dla credit spread lub maksymalny zysk dla debit spread), nasz przepływ pieniężny wynikający z rozliczenia całej strategii równy będzie szerokości spreadu wyrażonej w punktach indeksowych. Jeśli więc zbudowaliśmy debit spread zobrazowany powyższym profilem wypłaty i nasz koszt początkowy wyniósł ok. 280 zł, a indeks w dniu rozliczenia znalazł się powyżej poziomu 2500 pkt, otrzymamy 500 zł, co da nam maksymalny możliwy do osiągnięcia zysk równy ok 220 zł. Oczywiście trzeba tu jeszcze uwzględnić prowizje. Mam nadzieję, że kupowanie i sprzedawanie spreadów jest póki co jasne.
Spreadowa żonglerka
Z faktu, że w przypadku spreadów mamy tylko cztery (lub aż cztery) sposoby na ich zbudowanie, wynika wiele różnych implikacji. Czasami są to rzeczy istotne, czasami nieco mniej, ale zawsze warto jest wiedzieć, że jest tak, a nie inaczej. Posłuży to celowi niniejszego wpisu, czyli lepszemu poznaniu spreadów, zanim zaczniemy się nimi posługiwać w praktyce.
Czym więc są te cztery spready? Można je budować następująco:
- spread byka na opcjach call – kupujemy call o niższym strike’u i wystawiamy call o wyższym strike’u,
- spread niedźwiedzia na opcjach call – wystawiamy call o niższym strike’u i kupujemy call o wyższym strike’u,
- spread byka na opcjach put – kupujemy put o niższym strike’u i wystawiamy put o wyższym strike’u,
- spread niedźwiedzia na opcjach put – wystawiamy put o niższym strike’u i kupujemy put o wyższym strike’u.
Patrząc na powyższe widzimy, że za każdym razem kupno niższej opcji a wystawienie wyższej oznacza spread byka. Zwyczajnie nie jest możliwe, żeby kupić opcję wyższą, a wystawić niższą i żeby wyszedł z tego spread byka. Coś na podobieństwo przekształcania wzorów w matematyce.
Drugą prawidłowością jest fakt, że kupując spread de facto kupujemy go bez wartości. W takiej sytuacji obie opcje są OTM (out of the money) i naszą intencją jest, aby cena przekroczyła poziomy wykonania obu z instrumentów. I odwrotnie w sytuacji, w której wystawiamy spread, chcemy aby obie opcje wygasły bez wartości.
Trzecia zależność objawia się w tym, że kupując jakiś spread, zmierzamy w kierunku wyznaczanym przez dany typ opcji. A więc kupując put spread zawsze liczymy na spadki, a kupując call spread, gramy na wzrosty. Wiedząc to, nie musimy się zastanawiać, czy osoba mówiąca, że kupiła put spread, ustawiła w rzeczywistości spread byka, czy spread niedźwiedzia. Zawsze będzie to spread niedźwiedzia.
Dwa do wyboru – który spread wybrać?
I przechodzimy do kolejnego, wbrew pozorom dość istotnego problemu. Skoro tak po stronie wzrostowej, jak i spadkowej posiadamy do wyboru dwie możliwości (spread na opcjach put lub na opcjach call), który z nich mamy wybrać? Mamy wyraźne kierunkowe nastawienie, ale w rzeczywistości nie wiemy, którą ze strategii powinniśmy zastosować w praktyce.
Odpowiedź na to pytanie jest stosunkowo oczywista – tę, która da nam lepszy stosunek zysku do ryzyka. Będzie to oznaczało tę, która pozwoli zbudować profil wypłaty położony wyżej na pionowej osi wyrażającej zysk lub stratę. O tym decydują oczywiście ceny opcji, które wykorzystamy do budowania danej transakcji. O ile ceny opcji put i opcji call mogą się znacznie różnić, nie ma to dla nas większego znaczenia, gdyż spread każdorazowo budujemy na opcjach tego samego typu. W rezultacie tym, co jest dla nas istotne jest relacja premii opcji kupowanej do premii opcji wystawianej, niezależnie czy jest to put, czy call.
No i właśnie, kupować czy sprzedawać? Generalna zasada jest taka: jeśli zmienność implikowana jest wysoka, sprzedawaj spread, a jeśli niska, kupuj spread. Działa tutaj powszechna na rynku opcji zasada, że w okresach niskiej zmienności opcje się kupuje, a w okresach wysokiej zmienności wystawia.
Wydawać by się mogło, że zasada jest prosta, ale nie zawsze jest to takie oczywiste. Bo przecież skoro jednocześnie kupujemy i wystawiamy opcje tej samej serii to przecież zajmujemy przeciwstawne pozycje i oddziaływanie zmienności na cały spread nie powinno mieć miejsca. Kiedy zastanawiałem się nad tą zasadą (lub lepiej jest mówić – zaleceniem) udało mi się wyodrębnić kilka potencjalnych czynników mogących wpływać na to, że w czasie wysokiej zmienności lepiej jest być wystawcą spreadów niż ich nabywcą.
Pierwsze to szanse na to, że rynek ruszy się w „naszą” stronę. Jeśli nasze oczekiwanie kierunkowe zgra się z niską zmiennością, uzyskujemy szansę, że wraz ze wzrostem zmienności rynek przesunie się dość znacznie w zakładanym przez nas kierunku. I odwrotnie, jeśli zmienność jest wysoka, zakładamy że będzie się ona zmniejszała i rynek pozostanie na tej stronie spreadu, po której będziemy my, jako wystawca opcji. Takie podejście wiąże się z kolejnym wpisem, ale już teraz powiem, że nie musimy budować spreadu na opcjach najbliższych aktualnej cenie instrumentu bazowego. Może być tak, że wystawimy spread o kilka strike’ów OTM, co znaczy, że na naszą rękę będzie oddziaływał spadek zmienności i pozostanie przez rynek na „dobrej stronie mocy”.
Drugi argument za tym przemawiający to model wyceny opcji. Przyznam, że wykorzystałem tutaj kalkulator i symulatory strategii dostępne w yourOPTIONS.pl i potwierdziły one, że w czasie wysokiej zmienności lepiej jest być wystawcą spreadów, a w czasie niskiej zmienności, ich nabywcą. W rezultacie takiego działania nasz profil wypłaty przesuwa się delikatnie w górę, poprawiając nasz stosunek zysku do ryzyka.
W zasadzie są to jedyne dwa argumenty, które udało mi się wygrzebać. Trzeba jeszcze brać pod uwagę jeden czynnik, który może zadecydować o naszym wyniku – spready między zleceniami kupna i sprzedaży w arkuszu. Paradoksalnie ograniczona popularność opcji sprawia, że musimy często korzystać z łaskawości animatora, co kosztuje. W rezultacie spotykamy się czasami z sytuacjami, w których teoria teorią, ale praktyka pokazuje coś zupełnie innego. Dlatego też przed podjęciem decyzji, czy kupić czy wystawić spread na zagranie kierunkowe, warto jest wrzucić do kalkulacji ceny transakcyjne dla obu wariantów.
Podsumowanie
Mam nadzieję, że nie macie zbyt wielkiego mętliku w głowie na temat tych spreadów. Wydawać by się mogło, że jest to strategia najprostsza z możliwych, a tu wychodzą takie rzeczy. Na koniec podsyłam Wam nagranie, które trochę systematyzuje materię, o której pisałem, jednocześnie będąc wprowadzeniem do kolejnego wpisu na temat:
Świetny artykuł. Słuszna uwaga z tymi zleceniami. Jak na rynku rządzą animatorzy to praktyka podpowiada, że trzeba stawiać zlecenia po środku. Wtedy jest większa szansa na trafienie w dobrą wycenę.
Nie jestem pewien czy dobrze zrozumiałem. To czy spread kupujemy czy sprzedajemy, zależy od tego czy w momencie jego stworzenia jesteśmy na plusie czy na minusie na naszej strategii, tak?
M. in. tak to się objawia. Kupując coś, płacimy, a sprzedając, otrzymujemy przychód. Generalnie jest to potrzebne głównie przy porozumiewaniu się z innymi, ale ułatwia też sprawność posługiwania się strategiami.