Inspiracją do tematu dzisiejszego wpisu był jeden z komentarzy pod poprzednim tekstem, w którym opisywałem strategie kierunkowe. Autor komentarza stwierdził, że pokazuję strategie w sposób jednostronny, przedstawiając korzystnie stosunek maksymalnego zysku do maksymalnego ryzyka, pomijając fakt, że wystąpienie zysku jest wielokrotnie mniej prawdopodobne niż straty. Postanowiłem więc opublikować dzisiaj tekst mojego autorstwa, który ukazał się w jednym z poprzednich numerów Equity Magazine. Zachęcam do lektury tekstu, gdyż dość dobrze oddaje on istotę rynku opcji.
Rynek opcji ma wiele cech sprawiających, że trudno jest go przechytrzyć. Chcąc uzyskać przewagę w jakimś aspekcie, musimy poświęcić coś innego. Czy istnieje sposób na odnalezienie dla siebie miejsca w tym niekorzystnym środowisku?
Inwestorzy próbujący po raz pierwszy swoich sił na rynku opcji, bywają często przerażeni. Wydaje im się, że świat opcji to wielowymiarowa przestrzeń znajdująca się w ciągłym ruchu. Niczym zamek Cierń z Pana Lodowego Ogrodu – wirująca konstrukcja gotowa w każdej chwili zmieść z powierzchni ziemi śmiałka, który z nią zadrze. Inwestorzy i naukowcy od dawna próbują okiełznać ten rynek, często wykorzystując do tego skomplikowane greckie współczynniki. Tylko co z tego, skoro ich wartości zmieniają się z każdą godziną i minutą notowań, z każdym poruszeniem instrumentu bazowego, czy wzrostem niepokoju na rynku.
Rynek opcji, mimo że znajdujący się w ciągłym ruchu, ma jednak pewną cechę – dąży do równowagi. Dzięki możliwości dokonywania transakcji krótkiej sprzedaży, nie jest on obciążony niedogodnościami rynku akcji, gdzie zagranie przeciwko wzrostom jest znacznie utrudnione. Wykorzystują to arbitrażyści, którzy w pogoni za niewielkim, ale pewnym zyskiem dokonują transakcji przeciwko rynkowym nieefektywnościom, przywracając go do stanu równowagi. Można powiedzieć, że jest to system charakteryzujący się ujemnym sprzężeniem zwrotnym. Dostarczenie bodźca, czy to w postaci gwałtownej zmiany instrumentu bazowego, czy też polegającego na ogłoszeniu nieplanowanej redukcji stopy dywidendy, wytrąca ten system z równowagi tylko na chwilę. Już niedługo później inwestorzy składają zlecenia kupna i sprzedaży, przez co sytuacja wraca do normy, rozumianej jako aktualna wycena i odpowiednie powiązanie wszystkich opcji i ich instrumentu bazowego.
Można powiedzieć, że kontrakt terminowy również może być efektywnie wyceniany, skoro możliwości zajmowania krótkiej pozycji nie są ograniczane. Owszem, ale patrząc na wielowymiarowość rynku opcji, kontrakt terminowy pozwala na bardzo wąski wycinek tego, na co pozwalają opcje.
Inwestorów przyciąga do tego rynku możliwość zajmowania pozycji w zdecydowanie bardziej urozmaicony sposób. Nie tylko w górę lub w dół, ale również w bok. A może w górę, ale tylko o pewną odległość, ale za to przy mniejszym ryzyku. Wliczając strategie zabezpieczające, możliwości stwarzane przez rynek opcji są nieograniczone. Szczególnie cenna i atrakcyjna jest możliwość zaplanowania sobie prawdopodobieństwa osiągnięcia sukcesu. Jeśli chcemy mieć większą pewność, że transakcja zakończy się zyskiem, możemy dobrać strategię, która sprawi, że 80% przypadków przyniesie nam uśmiech. Jeśli z kolei chcemy zaryzykować mało i mieć przy tym szanse na duży zarobek, również znajdziemy coś dla siebie.
Problem jednak w tym, że jest to rynek stale dążący do równowagi. Jeśli więc możliwe jest dokonanie transakcji z prawdopodobieństwem osiągnięcia sukcesu rzędu 80%, z pewnością musimy rozważyć, co dzieje się z drugiej strony. A tam okazuje się, że ponoszone przez nas ryzyko jest zdecydowanie większe niż możliwy do zrealizowania zysk. Z kolei tania transakcja z szansami na nieograniczone profity jest owszem realna, tyle tylko, że czasami większe są szanse, że zaraz po jej zawarciu szef da nam urlop, podwyżkę i samochód z kierowcą na weekend. Czyli marne.
To właśnie dążenie do równowagi, realizowane zleceniami arbitrażystów i specjalistów od wyceny opcji, może wydawać się z jednej strony zabawne. Bo jeśli ktoś nam zarzuci, że zawieramy transakcję, która jest zbyt ryzykowna, nieopłacalna lub z innej strony wadliwa, możemy od razu potraktować go ciętą ripostą, że powinien w takiej sytuacji szybko zawrzeć transakcję przeciwną do naszej. Wiedząc, że rynek jest efektywny, powinno mu to dać naturalną przewagę nad nami, a dzięki temu, zdecydowanie większe szanse na zysk.
Ale z drugiej strony konkluzja nie jest wesoła. Na rynku opcji bardzo trudno jest uzyskać przewagę na samym starcie. Nawet 90% szans na zysk nie sprawia, że możemy pominąć wiążące się z tym ryzyko, ponieważ trafiające się z rzadka transakcje stratne mogą skonsumować nam wszystkie wcześniej zarobione pieniądze. Rynek nie lubi próżni i darmowych obiadów, przez co poza momentami bardzo gwałtownych zmian, trudno jest wyszukać naturalne okazje inwestycyjne.
Piach w tryby sypie nam również sama giełda. O ile płynność na rynku opcji zapewniają animatorzy, o tyle warunki transakcyjne pozostawiają wiele do życzenia. Szerokość spreadów między cenami bid/ask sprawia, że już na starcie zmuszeni jesteśmy do przyjęcia gorszych prawdopodobieństw sukcesu lub mniejszego zysku przy wyższym ryzyku, niż by to wynikało z teoretycznych modeli wyceny i aktualnej ceny instrumentu bazowego. Co więcej, niektóre strategie wiążące się chociażby z aktywniejszym wykorzystaniem opcji daleko poza pieniądzem (DOTM), są praktycznie niemożliwe do zrealizowania, właśnie ze względu na koszty dokonywania transakcji. Nie jest to więc rynek idealnie symetryczny i bezkosztowy. Szanse są jednak minimalnie przeciwko nam, trzeba o tym pamiętać.
Pojawia się więc pytanie, czy można w jakiś sposób z tym rynkiem wygrać. Pokonać go jego własną bronią, wykorzystując fakt, że jest w wysokim stopniu przewidywalny co do prawdopodobieństw i dokonywać transakcji w taki sposób, żeby oszukać nie tylko model, ale również koszty obracania opcjami.
Oszukiwanie wyceny
Jednym z rozwiązań jest oszukiwanie wyceny. Jeśli jesteśmy przekonani, że rynek jest mimo obecności animatorów, źle wyceniony, możemy sami pobawić się w arbitraż. Z pewnością jest to rozwiązanie odpowiednie dla nielicznych, ale stanowi źródło w miarę pewnego zysku.
Co więcej, model też nie zawsze ma rację. Badania przeprowadzone na rynku amerykańskim pokazują, że w okresach wysokiej zmienności, ruchy instrumentu bazowego są z reguły mniejsze niż by to zakładała wycena opcji, a dokładnie wysokość premii opcyjnej wynikająca z poziomu zmienności implikowanej. Okazuje się, że obawy inwestorów co do rzeczywistych przyszłych zachowań indeksu lub akcji są często przesadzone w stosunku do mających nadejść realiów. W rezultacie strategie skoncentrowane na sprzedawaniu premii opcyjnej uzyskują naturalną przewagę, ponieważ inkasowana premia jest nieproporcjonalnie wysoka w stosunku do ryzyka, które jej towarzyszy. Może to być źródłem przewagi, której inwestor potrzebuje, aby pokonać model.
Bycie wybrednym i cierpliwym
Skoro na rynku zdarzają się nieefektywności, być może warto jest ograniczyć swoją aktywność inwestycyjną do ich wykorzystywania. Po co zawierać transakcje w chwili, kiedy statystyczne szanse powodzenia są przeciwko nam? Niby wszyscy wiemy, że kasyno w długim horyzoncie zawsze wygrywa, a tymczasem mielibyśmy dobrowolnie godzić się na takie warunki na parkiecie?
Taka strategia wymaga cierpliwości, znajomości modeli wyceny opcji, jak również umiejętności rozpoznania chwil, kiedy rynek się w pewnym stopniu myli. Może jest to podejście zbliżone do arbitrażu, ale jednak nieco inne. Nie uzyskujemy tutaj gwarancji zysku, a jedynie szanse powodzenia większe niż w normalnych okolicznościach.
W warunkach panujących na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie pewnym utrudnieniem jest fakt, że w obrocie dostępne są tylko opcje indeksowe. W rezultacie jesteśmy ograniczeni do zaledwie jednego instrumentu bazowego. Jeśli więc nasza strategia opiera się tylko i wyłącznie na wykorzystywaniu wysokiej zmienności, długi okres spokojnego rynku stawia nas przed dylematem – nie handlować wcale, czy też godzić się dobrowolnie na ujemną wartość oczekiwaną.
Pewne urozmaicenie mogą przynieść zapowiadane przez GPW od dłuższego czasu opcje na akcje, ale pochłonięta zmianami kadrowymi giełda wydaje się zapominać o obietnicach, przez co do dyspozycji inwestorów pozostają jedynie europejskie opcje indeksowe.
Wykorzystanie własnych umiejętności
Skoro wchodzimy na rynek opcji, który posiada już w góry ustalone prawdopodobieństwa, musimy wiedzieć, że posiadamy jakąś przewagę. Coś unikalnego, co pozwoli nam zarabiać pieniądze zamiast je tracić. W przeciwnym wypadku będziemy niczym inwestor próbujący wygrać z efektywnie wycenionym rynkiem przy użyciu rzutów monetą. W idealnym wariancie mielibyśmy szanse 50:50, ale dokładając do tego koszty dokonywania transakcji w postaci poślizgów i prowizji, skazujemy się na długoterminowe ujemne szanse powodzenia.
Rozwiązaniem musi więc być jakaś wartość dodana, którą wnosimy jako podstawę do naszego przyszłego sukcesu. Jej źródła mogą być różnego rodzaju. Chociażby mogą wywodzić się z analizy technicznej, pozwalającej nam zawierać klasyczne strategie opcyjnie (spready, kondory, motyle), ale z rozbiciem w czasie i po różnych cenach instrumentu bazowego. Potrafiąc w przybliżeniu określić, czy rynek za tydzień lub dwa znajdzie się wyżej lub niżej, możemy otworzyć tylko część pozycji, a uzupełnić ją o drugą stronę po znacznie lepszej cenie. W ten sposób przesuwamy szanse na swoją stronę i wykorzystujemy wynikające z wyceny prawdopodobieństwa dla swojej korzyści.
Źródła przewagi inwestora mogą mieć również inny charakter. Ważne jest, żeby inwestor chcący spróbować swoich szans w tym segmencie rynku wiedział, że wchodzi do gry, która jest sprawiedliwa, ale w pozycji wyjściowej przypomina rzucanie monetą z prawdopodobieństwem wyrzucenia orła wynoszącym 52%, a przynoszącej zysk tylko wtedy, gdy wypadnie reszka.
Trzeba więc z góry wiedzieć, na czym zamierzamy oprzeć nasze działania. A jeśli nie jesteśmy pewni, a mimo to chcemy spróbować i być może w praktyce odkryć mechanizm na wypracowanie przewagi, musimy dbać o odpowiednią wielkość pozycji, traktując inwestowanie bardziej jako naukę zarabiania niż samo zarabianie. Wtedy, być może, metoda na rynek pojawi się wraz z czasem i doświadczeniem.
Rynek może być Twoim sprzymierzeńcem
Uzyskanie przewagi nad rynkiem nie musi być jednak zadaniem przekraczającym siły inwestora. Paradoksalnie, fakt że rynkiem opcji rządzą pewne stałe reguły wyceny i określone prawdopodobieństwa, może stanowić dla nas źródło przewagi. Skoro wiemy, jak zachowają się dane opcje w zależności od upływające czasu, czy też zmiany instrumentu bazowego, możemy wykorzystać tę prawidłowość na własną korzyść. Wystarczy, że nauczymy się ingerować w jeden z parametrów, zmieniać coś tak, aby przesuwać szalę lekko w swoją stronę, a system, poprzez mechanizm ujemnego sprzężenia zwrotnego, dostosuje się do nowych okoliczności, właściwych tylko dla nas. I w rezultacie modele wyceny opcji oraz działalność animatorów rynku nie będą dla nas konkurencją, a wręcz przeciwnie, gwarantem naszej przewagi nad innymi inwestorami.
ja juz koncze gre na naszych opcjach po wygasnieciu tej seri majowej ,codziennie brak animatora od rana przez ponad czasami poltorej godziny to jakas porazka,niewspomne o spredach,to mnie odstrasza juz definitywnie,ilez mozna czekac od 845 aby pojawily sie jakies oferty paranoja.
Fakt, rano bywa ciężko, ale później już animator jest obecny.