Zazwyczaj zarządzanie iron condorem koncentruje się na unikaniu ryzyka. Otwieramy pozycję z cenami wykonania wystawionych opcji oddalonymi o 150-200 punktów od instrumentu bazowego. Rynek przesuwa się w górę lub w dół, narażając jedno ze skrzydeł. Uwaga inwestora koncentruje się wtedy na ratowaniu zagrożonego spreadu, chociażby w sposób, jaki opisałem ostatnio.
Z drugiej jednak strony, tę sytuację można też wykorzystać dla poprawienia wyników inwestycyjnych. Bo skoro jedna strona jest zagrożona, oznacza to, że druga jest względnie bezpieczna. Że spread, który wystawiliśmy za 6 punktów, jest aktualnie wart 1-2 punkty. Może to być miejsce do zamknięcia tej strony transakcji i skasowania zysku z kondora lub też do przekształcenia bezpiecznej strony w taki sposób, aby wycisnąć z niej jeszcze trochę pieniędzy.
Zamykanie bezpiecznej strony
Załóżmy, że wystawiliśmy kondora kasując po 6 punktów za każde z ramion. Rynek rynek przesunął się w górę, stanowiąc zagrożenie dla wystawionego call spreadu, który będziemy musieli jakoś zabezpieczyć. To zmartwienie na razie odkładamy na inny wątek i koncentrujemy się na drugiej stronie, która kosztuje teraz 2 punkty. Straciła 60-70% swojej wartości, ale skoro ciągle mamy jakiś czas pozostały do wygaśnięcia, ryzyko jest na stole. W razie gwałtownego odwrócenia sytuacji na indeksie, spread może gwałtownie zyskać na wartości, przez co papierowy zysk się ulotni, a możliwe jest również smutne zakończenie, gdy indeks w dniu rozliczenia zamknie się poniżej naszej wystawionej opcji, przez co poniesiemy stratę.
Wcześniejsze zamknięcie pozycji może więc być wartym rozważenia rozwiązaniem. Dlaczego? Po pierwsze właśnie dlatego, że eliminujemy ryzyko. Z chwilą wykonania zlecenia, nie posiadamy już pozycji w put spreadzie, przez co rynek może spadać do samego dna, a my się tylko tym ucieszymy, bo skorzysta na tym nasza górna strona strategii. Po drugie, gwarantujemy sobie, że będzie to pozycja zyskowna. Owszem, zysk ten nie będzie maksymalny możliwy do osiągnięcia, ale jednak dużą jego część zabieramy dla siebie.
Takie właśnie rozwiązanie jest często stosowane na bardziej płynnych rynkach. Inwestor od razu zakłada, że pozycja będzie się kwalifikowała do zamknięcia, jeśli tylko jej wartość spadnie o określony procent. W rezultacie ekspozycja na ryzyko ulega znacznemu skróceniu oraz wzrasta liczba transakcji zyskownych. Z drugiej strony, skoro zyski są kwotowo mniejsze, stosunek przeciętnej transakcji zyskownej do stratnej zmienia się na naszą niekorzyść.
Przesuwanie spreadu w kierunku rynku
Poprzednio opisywane zagranie miało charakter bardziej defensywny. Ograniczaliśmy ryzyko, zadowalając się mniejszym zyskiem. Tymczasem możemy zrobić coś zupełnie odwrotnego. Jeśli rynek oddalił się od jednego z naszych spreadów, możemy to wykorzystać. Decydujemy się na podniesienie stawki, czyli zwiększenie ryzyka w zamian za dodatkową premię, którą możemy w ten sposób uzyskać. Jak to zrobić?
Weźmy przykład. Wystawiamy iron condora z cenami 2350/2400/2650/2700. Za wystawiony call spread 2650/2700 otrzymujemy 6 punktów premii. Rynek spada w dół do poziomu 2450 punktów. Dzięki temu cena spreadu spada do poziomu 2 punktów. Decydujemy się na zamknięcie tej części, przez co otrzymujemy zysk w wysokości 4 punktów. Następnie wystawiamy ten sam spread, ale o 100 punktów niżej, na poziomach 2550/2600 za cenę 4 punktów.
Jaki z tego pożytek? Nasz maksymalny zysk do otrzymania z call spreadu rośnie, z 6 punktów, które były do wzięcia w oryginalnej wersji, do 8 punktów po modyfikacji (4 z zamkniętego spreadu + 4 z nowego spreadu). W ten sposób można uzyskiwać dodatkowy przychód, co przy sprzedawaniu premii opcyjnej jest bardzo ważne.
Niestety za wszystko trzeba płacić, a skoro otrzymujemy z góry zapłatę, na rynku opcji oznacza to konieczność wzięcia na siebie większego ryzyka. Otrzymaliśmy premię, ale w zamian za to przybliżyliśmy bezpieczny spread do aktualnego poziomu instrumentu bazowego. W rezultacie bufor 200 punktów bezpieczeństwa skurczył się do 100 punktów, co wcale nie jest tak wielką wartością. A przypomnieć trzeba, że wzięliśmy za to zaledwie 2 punkty dodatkowej premii opcyjnej.
Konsekwencją takiego posunięcia może być poniesiona przez nas strata. Załóżmy, że rynek zrobił 150 punktowy ruch spadkowy. My w tym czasie przybliżyliśmy nasz spread o 100 punktów. Mija kilka dni, a rynek zawraca i robi drugie 150 punktów w przeciwnym kierunku. Nasza krótka opcja staje się opcją ITM, przez co stajemy przed ryzykiem poniesienia straty.
W zależności od naszej oceny sytuacji rynkowej, zmienności implikowanej, a przede wszystkim czasu pozostałego do wygaśnięcia, możemy się zdecydować na pozostawienie tak zbudowanej pozycji na parkiecie, zamknięcie jej lub zrolowanie na kolejny miesiąc. W przypadku zamknięcia, będzie to dla nas bardzo droga impreza, zabierająca z naddatkiem te 2 punkty, które otrzymaliśmy w wyniku modyfikacji. Trzeba o tym pamiętać.
Płynność i koszty modyfikacji
Opcje oddalone od aktualnej ceny rynkowej są tanie. Dzięki temu spread jest tani i możemy go zamknąć za stosunkowo nieduże pieniądze. Ale tanim opcjom towarzyszy zmniejszona płynność. Co gorsza, szerokość spreadu między cenami bid i ask wcale nie jest dużo mniejsza niż przy opcjach wartych kilkadziesiąt punktów. Zupełnie inaczej wygląda spread bid/ask na poziomie 31/33 pkt niż rzędu 2/3 pkt. Spójrzmy na przykładzie zrzutu notowań sprzed kilkunastu dni:
Załóżmy, że mieliśmy wystawiony put spread 2100/2150. Żeby go zamknąć musielibyśmy kupić opcję put 2150 (płacąc 1,80 pkt) i sprzedać put 21oo (otrzymując 0,10 pkt). W rezultacie zamknięcie tej pozycji kosztuje nas 1,70 pkt + prowizja, którą pominiemy. Przesuwamy spread o 150 punktów w górę, na opcje 2250/2300. Wystawiamy put 2300, otrzymując za to 3,33 pkt i kupujemy put 2250 płacąc 2,83 pkt. W rezultacie otrzymujemy premię w wysokości 0,5 pkt.
Podsumowujmy powyższy przykład. Zapłaciliśmy 1,7 pkt za zamknięcie spreadu i otrzymaliśmy 0,5 pkt za wystawienie nowego spreadu. Wynik tej operacji? -1,2 pkt. A przecież mieliśmy w ten sposób uzyskać dodatkową premię. Oprócz tego, że ponieśliśmy na tej operacji stratę, przysunęliśmy spread w górę o 150 punktów co oznacza bardzo istotne zwiększenie naszego ryzyka.
Przyczyną takiego stanu rzeczy jest właśnie występowanie nieproporcjonalnie szerokich spreadów w porównaniu do wartości opcji. Na opcjach put 2150 bid/ask spread wynosi 1,7 pkt, podczas gdy na put 2350 zaledwie 0,52 pkt, czy na put 2400 o,55 pkt. Sprawia to, że opcje DOTM (daleko OTM) nie są wyceniane efektywnie, przez co opisywane przesuwanie spreadów nie przynosi spodziewanych rezultatów.
Podsumowanie
Przesuwanie lub zamykanie bezpiecznego ramienia kondora może być dobrym pomysłem na zabezpieczenie zysków, ale w sytuacji, gdy płynność jest zdecydowanie większa, a opcje wyceniane dużo bardziej efektywnie. Sytuacja wygląda trochę lepiej na opcjach bliższych aktualnej cenie instrumentu bazowego, tyle tylko, że tam nie ma wiele miejsca na dodatkowe ryzyko w postaci pociągania spreadów bliżej rynku.
O ile więc czytając literaturę i oglądając różnego rodzaju szkolenia spotkacie się ze strategiami zalecającymi manipulowanie przy bezpiecznym ramieniu kondora, pamiętajcie, że na naszym rynku warunki nie pozwalają na robienie tego w sposób zyskowny. A w razie wątpliwości, zróbcie sobie zrzut notowań opcji interesujących Was serii i sami policzcie, czy dodatkowe 100-150 punktów ryzyka warte jest tych 1-2 punktów dodatkowego zysku. Według mnie na polskim rynku lepiej jest pozwolić spreadowi wygasnąć daleko poza pieniądzem.
kreditek says
świetny artykuł! bardzo lubię Twoje wpisy. na szkoleniach niestety mówią najróżniejsze rzeczy, jedni radzą ryzyko inni wolą pozostać w miejscu i czekać na spokojne zyski, także tu chyba były są i będą zdania podzielone 🙂 pozdrawiam
Radosław Chodkowski says
Wszystko musi być dopasowane do preferencji. Można faktycznie młócić wielkie wolumeny i osiągać kiepskie wyniki, a można zawrzeć transakcję raz w miesiącu i spokojnie osiągać dobrą stopę zwrotu.