Dla wielu osób, które dopiero dowiadują się, czym są opcje oraz jak należy do nich podchodzić, wielkim problemem wydaje się zagadnienie wyceny opcji. Trzeba przyznać, że prawie każde opracowanie lub artykuł na ten temat przytacza wzór na wycenę opcji, dając jednocześnie garść wskazówek, jak należy go interpretować oraz co znaczą poszczególne zmienne. W ten sposób niestety nie uda się nikogo zachęcić do rynku opcji.
Model wyceny opcji – postrach początkujących
Sam pamiętam, jak mnie ten wzór przerażał. Do dzisiaj mnie przeraża, ponieważ do dzisiaj go nie rozumiem. Ale znalazłem na to sposób i już teraz nie mam problemu z inwestowaniem w opcje mimo nieznajomości wzoru na ich wycenę. Dla wielu osób podejście takie graniczy z herezją. Skoro powstał jeden wzór umożliwiający wycenę opcji w każdym czasie i dodatkowo wzór ten rozpowszechnił się na tyle, że stał się uniwersalny i od dłuższego czasu obowiązuje on na wszystkich rynkach opcyjnych, wydaje się niemal niemożliwe, żeby inwestować w opcje z jego pominięciem. Może to być utożsamiane ze strzeleniem sobie w stopę lub z dobrowolnym godzeniem się na posiadanie słabszych szans na starcie niż pozostali inwestorzy.
I teraz postawmy się w sytuacji kogoś, kto rozważa zaangażowanie się w rynek opcji, słysząc być może, że jest to ciekawy instrument, dający szerokie możliwości. Rozpoczyna zgłębianie tematu i już na samym początku dostaje w głowę takim oto wzorem:
Szczerze mówiąc, nie jestem nawet do końca pewien, czy to co widzicie na obrazku powyżej jest wzorem Blacka-Scholesa. Wiele jest na ten temat grafik w internecie, ale różnią się one między sobą, a ja nie jestem w stanie zweryfikować, która jest prawdziwa. I szczerze mówiąc nie mam z tym większego problemu.
Wzór na wycenę a praktyka inwestowania
Przydatność wzoru na wycenę opcji można i moim zdaniem należy oceniać przez pryzmat codziennego inwestowania. Na ile w naszych działaniach będziemy musieli odpowiadać sobie na pytanie, czy dane opcje są należycie wycenione, czy też są one zbyt drogie lub zbyt tanie. Z kolei odpowiedź na to pytanie będzie miała sens jedynie wtedy, gdy będziemy w stanie wykorzystać zdobyte w ten sposób informacje poprzez sprzedaż opcji wycenianych zbyt wysoko i kupno opcji zbyt tanich.
I teraz zastanówmy się, w jakich warunkach rynkowych przychodzi nam funkcjonować. Polski rynek opcji jest rynkiem animatora. To on określa, w jakim przedziale cenowym handlowane będą w danej chwili dane opcje. Nie widziałem, żeby zdarzyło się tak, żeby jakiś duży inwestor „przepchnął” zlecenia animatora i postawił własne warunki na parkiecie. Raczej jest tak, że animator ustawia widełki bid/ask, a drobnica w tym przedziale dokonuje swoich transakcji. Dlatego też nie ma dla nas znaczenia fakt, czy dane opcje są źle wycenione, jeśli animator mówi nam, że on je wycenia tak, a nie inaczej. Oczywiście możemy kupić opcje na jego warunkach i po oferowanych cenach, licząc że rynek w niedalekim czasie osiągnie godziwą wycenę. Ale raczej trudno jest nam się mierzyć z instytucjami, jeszcze nie na GPW.
Po drugie, zastanówmy się, na ile w dzisiejszych czasach potrzebna nam jest faktycznie znajomość konkretnego wzoru. Najczęściej inwestorzy indywidualni, jeśli już wyceniają opcje, korzystają z oprogramowania stworzonego w tym celu przez jakiegoś zewnętrznego usługodawcę. Sam bałbym się pisać w excelu wzór na wycenę z powodu ryzyka popełnienia błędu. Przepisze się podręcznikowy wzór do arkusza i wychodzi nam, że opcje powinny być wyceniane o 5% drożej niż są teraz. I co? Mamy przyjąć, że tysiące inwestorów indywidualnych i instytucjonalnych się mylą, a to właśnie my mamy rację? Z pewnością pojawi się tu wątpliwość co do prawidłowości formuły. A testowanie jej poprzez zgodność z wyceną rynkową mija się z celem, gdyż chodzi przecież o to, że mamy być lepsi niż rynek, a nie się do niego dostosowywać.
Trzecia kwestia to możliwość praktycznego zrealizowania przewagi zdobytej dzięki lepszej wycenie. W naszych warunkach koszty transakcyjne (spready i prowizje) są jeszcze na tyle wysokie, że trudno jest oczekiwać osiągnięcia w ten sposób zysku. Prawdopodobnie namachamy się i napracujemy, a efektem tego będą jakieś grosze, które i tak musimy oddać maklerom w postaci prowizji. Dopiero możliwość automatycznego składania zleceń oraz minimalne prowizje sprawiają, że lepsze wycenianie opcji może być zyskowne.
Czego więc potrzebuje inwestor indywidualny?
Dla sukcesu na rynku opcji nie potrzebujemy więc znajomości wzoru na ich wycenę. Bardzo cenne jednak będzie zrozumienie ogólnych relacji, jakimi rządzi się świat opcji. Dzięki temu zbudujemy sobie coś w rodzaju myślowej mapy, dzięki której zakładając określony scenariusz, będziemy odruchowo wiedzieli, jak zachowają się poszczególne opcje, zarówno pojedyncze, jak i w postaci złożonych strategii.
Jak się tego nauczyć? Zdobywa się to przez doświadczenie. Każdy dzień obserwacji rynku opcji sprawia, że wchodzi nam to w krew. Oczywiście od czegoś trzeba zacząć, gdyż nie chodzi o to, żeby patrzeć jak małpa w zmieniające się cyferki i szukać tam logiki. Proponuję zacząć od nauczenia się greckich współczynników i ich wpływu na nasze opcje. Owszem, są one wywiedzione z wzoru na wycenę opcji, ale jak je już mamy, sam wzór nie jest nam do niczego potrzebny. Dzięki grekom wiemy, jak zmiana poszczególnych parametrów wpływających na wycenę może wpłynąć na nasze opcje. I nie chodzi mi tutaj o różnicę między deltą 0,32 i deltą 0,37. Chodzi mi o ogólne zrozumienie zasad działania rynku opcji. Które opcje najbardziej skorzystają na wzroście instrumentu bazowego, które na wzroście zmienności. Czy lepszy rezultat da nam kupno long call, czy może short put.
To właśnie jest wiedza, która przydaje nam się w codziennym inwestowaniu. Umiejętność oszacowania prawdopodobieństwa, że wystawiona przez nas opcja znajdzie się ITM jest dużo ważniejsza niż umiejętność wyliczenia, jak powinna się zmienić cena opcji, jeśli stopa wolna od ryzyka zmieni się o 25 punktów bazowych. W rezultacie twierdzenie, że do inwestowania z wykorzystaniem opcji musimy znam wzór Blacka-Scholesa jest mitem i to chyba jednym z największych mitów dotyczacych rynku opcji.
Podsumowanie
Rynek opcji nie jest dla każdego. Nie każdemu będzie się chciało spróbować swoich sił i zagłębić się w tę tematykę. Ale z drugiej strony wiem, że dzisiaj trudno byłoby mi wyobrazić sobie inwestowanie bez udziału opcji. Dają one możliwość wykorzystania ruchów rynkowych w sposób, którego nie oferują akcje czy kontrakty. W szczególności jest to możliwość zarządzania prawdopodobieństwem poniesienia straty. Model wyceny opcji nie jest mi w żaden sposób pomocny, a w codziennym inwestowaniu nie czuję się gorszy od innych z powodu jego nieznajomości. Chciałbym takie właśnie podejście zaproponować wszystkim początkującym. Jeśli komuś przyjdzie ochota, niech zagłębia się w jego szczegóły, w końcu jest on wart Nagrody Nobla.
Mit syzyfa says
Wybralem rynki euro-usd i sp500 i opcje tyg i 2 tyg
otwarcie pozycji 1-2 w tygodniu
TMS 10 tys zl otwarcie rachunku , ale lepszy kapital 50 tys zl , aby zaczynać
1 pkt sp500 to 50 dolarów, a euro-usd to 12 euro
Na razie demo, zobaczymy po 6 miesiacach , ale już wiem ze opcje to najlepsza możliwość spekulacji na rynkach
ps.oczywiscie wystawianie spreads ))))
Radosław Chodkowski says
Mam nadzieję, że jak zaczną się pojawiać wyniki Grubego portfela, wszyscy przekonają się, że wystawianie spreadów może mieć sens 🙂
emigranci says
Powoli dochodze do wniosku, ze najlepiej na korektach wystawiac spreads
Miesieczne opcje na dziennych trendach i korektach wystawiac spreads z trendem
Tygodniowe opcje na 60 min trendach i korektach wystawiac spreads z trendem
ps. Gruby portfel dobry do dziennych trendow i wystawiania spreads na korektach z trendem
Radosław Chodkowski says
Gruby portfel dobrze mi się sprawdza do korekt w kilkumiesięcznych trendach. Jak chociażby teraz, kiedy rynek podszedł do góry i oczekuję jego spadku.
Czarodziejska góra says
Przepraszam za te duże przerwy ))))