Koło fortuny jest strategią, o której wspomniał Zenon Komar, inwestor i autor którego nie trzeba nikomu przedstawiać. Mówił o niej podczas zeszłorocznej konferencji na temat instrumentów pochodnych organizowanej przez GPW. Moje wrażenia z jego szkolenia zamieściłem w jednym z wpisów, do którego odsyłam.
Szczególnie ciekawą formą strategii opcyjnej, a dokładnie długoterminowego podejścia zakładającego wykorzystanie zarówno opcji, jak i instrumentu bazowego, jest strategia nazwana przez Komara kołem fortuny. Zakłada ona połączenie dwóch innych strategii: covered call oraz naked put i wymaga do swej skuteczności opcji wykonywanych przez fizyczną dostawę akcji.
Koło fortuny w oryginale
Założeniem tego podejścia jest nieustanne posiadanie przez inwestora krótkiej pozycji w opcjach. Raz odbywa się to poprzez wystawianie opcji call, innym razem opcji put. W każdym razie celem jest wygenerowanie premii opcyjnej, która szerokim strumieniem płynie do naszego portfela. Strategia posiada charakter długoterminowy, można nawet powiedzieć, że emerytalny.
Inwestor posiada akcje spółki X. Jest to spółka w dobrej kondycji i można oczekiwać, że zmiana ceny będzie przebiegała w sposób zadowalający, uzasadniający posiadanie papierów przez dłuższy czas. Jednocześnie przeciwko akcjom wystawia opcję call, tworząc strategię covered call, o której więcej pisałem w tym miejscu. Inwestor zamienia część potencjału wzrostowego, który może uzyskać z posiadanych akcji na premię opcyjną, która w postaci gotówki trafia do portfela.
Teraz wróćmy na chwilę do istoty opcji call wykonywanej przez dostawę instrumentu bazowego. Posiadacz pozycji długiej w takiej opcji ma możliwość kupna instrumentu bazowego po cenie wykonania opcji. Jest to jego prawo, z którego nie musi korzystać, ale zakładamy że korzysta zawsze wtedy, kiedy jest to opłacalne. Z kolei posiadacz pozycji krótkiej jest w odwrotnej sytuacji. Jest on zobowiązany do sprzedaży (dostarczenia) instrumentu bazowego po cenie wykonania opcji, jeśli opcja wygaśnie w cenie. Jedyną możliwością zwolnienia się w tego obowiązku jest odkupienie wystawionej opcji.
W przypadku strategii covered call, inwestor nie potrzebuje dodatkowego zabezpieczenia. Jeśli instrument bazowy wygaśnie powyżej ceny wykonania opcji, dostarcza nabywcy posiadane przez siebie akcje danej spółki. Są one przeksięgowywane na rachunek maklerski posiadacza opcji i w ten sposób akcje zmieniają właściciela. Ważne jest, żeby posiadać liczbę akcji wystarczającą na wywiązanie się z zobowiązania.
W omawianej przez nas strategii koła fortuny, inwestor systematycznie z miesiąca na miesiąc wystawia opcje call przeciwko swoim akcjom, systematycznie inkasując premię opcyjną. Dzieje się tak do czasu, aż instrument bazowy podczas wygasania opcji znajdzie się powyżej ceny wykonania wystawionych opcji. Wtedy instrumenty te są wykonywane, a my zostajemy bez opcji (które wygasły) i również bez akcji (które oddaliśmy nabywcy opcji). Zostajemy bez pozycji, a nasz strumień gotówki ustaje.
Żeby temu zaradzić, decydujemy się na wystawienie opcji put. Jest to opcja sprzedaży, a więc jej posiadacz ma możliwość sprzedaży instrumentu bazowego po wyższej cenie niż cena rynkowa, z czego osiąga zysk. Z kolei wystawca opcji put jest zobowiązany do kupna instrumentu bazowego (akcji) po cenie wyższej niż rynkowa. Musi więc mieć zabezpieczoną gotówkę na ten cel. Mimo poniesionej straty (kupno po wyższej cenie), koszt pomniejszony jest o premię opcyjną uzyskaną z wystawionej opcji.
Wracając do strategii koła fortuny, inwestor decyduje się na systematyczne wystawianie opcji put, co generuje comiesięczny strumień premii opcyjnej. Oczywiście zdarzy się też tak, że opcja wygaśnie w cenie, przez co trzeba będzie kupić instrument bazowy, najczęściej akcje. Ale przecież ten wariant mamy już przećwiczony – wystawiamy wtedy przeciwko naszym akcjom opcje call i zabawa zaczyna się od początku, a premia płynie dalej.
Koło fortuny na indeksie Wig20
Na naszej giełdzie nie posiadamy opcji, których styl wykonania zakłada dostawę instrumentu bazowego. Mamy tylko opcje na Wig20, które rozliczane są przez wypłatę inwestorom zysku lub pobranie straty z konta. Istnieje również pewien problem z odtworzeniem instrumentu bazowego, gdyż kupno koszyka akcji nie wchodzi w grę, a kupowanie ETFa na Wig20 podnosi koszty prowizji i jest nieporęczne. Pozostaje nam więc operowanie na kontrakcie terminowym na indeks Wig20, który jest instrumentem o wysokiej płynności i dość dobrze nadaje się do tego zadania. Plusem jest również fakt, iż zarówno kontrakt, jak i opcje, w swojej wycenie dyskontują stopę procentową oraz dywidendy, które mają zostać odcięte od spółek z Wigu20. To sprawia, że poruszają się mniej więcej zgodnie. Minusem z kolei jest fakt, że opcje wygasają co miesiąc, a kontrakty co kwartał, a więc w chwili ustalania ostatecznego kursu rozliczeniowego dla opcji, kontrakt może być nieco powyżej lub poniżej rynku.
Postanowiłem sprawdzić, jak zachowałaby się strategia koła fortuny, gdybyśmy stosowali ją konsekwentnie od sierpnia 2014 roku, czyli od chwili, gdy wprowadzone zostały opcje miesięczne na indeks Wig20. Oto zasady testu, który przeprowadziłem:
- zaczynamy 18.08.2014r. od pozycji covered call,
- w poniedziałek po wygaśnięciu poprzedniej serii opcji, wystawiamy opcję call lub put (zależnie od aktualnego kierunku) po cenie otwarcia,
- wybieramy najbliższą opcję OTM (tylko opcje co 50 punktów) w stosunku do otwarcia indeksu Wig20,
- kurs rozliczeniowy na podstawie zamknięcia Wig20 z piątku,
- wystawiamy opcje po dwie, żeby zrównoważyć mnożnik kontraktów,
- pomijamy prowizje.
Poniżej przedstawiłem tabelę pokazującą zastosowanie tej strategii przy powyższych regułach, począwszy od sierpnia 2014 (otwarcie covered call na opcjach wrześniowych) aż do dnia wczorajszego (16.06.2015r.).
Strategia działa następująco:
- pierwszego dnia nowej serii kupujemy kontrakt (po 2415,31) i wystawiamy najbliższą call OTM, czyli 2450. W dniu wykonania opcji, już we wrześniu, indeks zamyka się na poziomie 2539,60 pkt. Za dwie wystawione opcje uzyskaliśmy premię 33,50 pkt, a za kontrakt różnicę między ceną kupna, a ceną wykonania opcji, czyli 34,69 pkt. Powyżej 2500 wykres jest płaski, więc cena nie ma znaczenia. Zarabiamy na serii wrześniowej 68,19 pkt.
- opcja wygasła w cenie i spowodowała oddanie instrumentu bazowego. Przechodzimy więc na wariant naked put. Indeks w poniedziałek rano otwiera się ceną 2520,75 pkt, a więc wystawiamy październikowego puta 2500 (najbliższa opcja OTM – pięćdziesiątka). Za dwie wystawione opcje (bo równoważymy mnożnik) uzyskaliśmy 44 punkty i jest to nasza wyłączna pozycja. Indeks spada do 2401,13 w październiku, więc opcja wygasa w cenie. Otrzymaliśmy 44 punkty za opcje, ale kupiliśmy indeks za cenę 2500 pkt (bo taką mieliśmy cenę wykonania opcji), przy cenie rynkowej o prawie 100 punktów niższej. W rezultacie mamy stratę na bazowym rzędu 98,87 pkt, a na całym miesiącu -54,87 pkt.
- posiadając kupiony instrument bazowy wystawiamy przeciwko niemu calle 2450 za 60,46 pkt budując strategię covered call. Indeks spada, opcje nie wygasają w cenie, więc nasz zysk z tego miesiąca to 60,46 pkt.
- w kolejnym miesiącu wystawiamy więc kolejne opcje przeciwko indeksowi i strategia toczy się dalej, aż opcje zostaną w końcu wykonane, a my znów rozpoczniemy stosowanie strategii naked put.
Wynik, który udało się uzyskać od sierpnia 2014 roku to 12% zysku. Może nie jest to wielka wartość, ale pokazuje siłę tej strategii, która niezależnie od panujących warunków rynkowych, zajmuje krótką pozycję na opcjach, generując dodatkową premię opcyjną. Oczywiście wystąpią tutaj pewne rozbieżności, gdyż przy symulacji opierałem się na indeksie, a nie na kontrakcie terminowym. W rezultacie powstaną pewne przesunięcia związane z różnicą w notowaniach oraz kosztami rolowania pozycji w kontrakcie, jeśli wygasająca opcja nam jej nie zamknie. Ale generalna zasada pozostaje ta sama – w ciągu testowanego okresu nieustanne wystawianie opcji przyniosło nam 600 punktów premii. Z kolei ruchy indeksu decydują, ile z tej premii pozostanie w naszej kieszeni.
Podsumowanie
Myślę, że na podstawie powyższego przykładu można stwierdzić, że faktycznie możliwe jest zaadaptowanie strategii koła fortuny do polskich warunków rynkowych. Może nie będziemy w ten sposób beneficjentami dywidendy, ale jesteśmy w stanie zapewnić sobie regularny strumień premii opcyjnej. Oczywiście o jej wysokości ostatecznie przesądzi zachowanie indeksu Wig20. Niestety nie posiadamy dłuższych danych dotyczących opcji miesięcznych, ale możemy na podstawie powyższej tabeli przyjąć, że średnio otrzymamy 30 punktów za wystawienie jednej opcji mającej miesiąc do wygaśnięcia. I na tej już podstawie można symulować strategię nawet od 2010 roku.
Co myślicie o takim podejściu? A może zastosować dźwignię finansową i zamiast stosować lewar 1:1 grać o połowę mniejszym kapitałem? Podniesie to zyski (i straty) dwukrotnie, a dla wielu osób może to już być atrakcyjny kąsek. Piszcie, czy macie jakieś doświadczenia z wykorzystaniem indeksu do takich strategii.
Nie potrafię tego ocenić bez godziny spędzonej nad arkuszem kalkulacyjnym, ale wygląda mi na strategię, która działa na papierze, a jeśli rozliczyć ją przy rzeczywistych prowizjach, spreadach, slippage’ach, wymaganym kapitale i czasie, jakiego wymaga na zarządzaniu pozycjami – będzie d*pa.
Niemniej tekst niezwykle ciekawy. To jedno z niewielu miejsc w Sieci, gdzie ktoś za free udostępnia tak wartościowy materiał. Dzięki.
Do pewnego stopnia się zgodzę. Przy wyliczaniu premii opcyjnych brałem pod uwagę ceny transakcyjne z otwarcia, więc już realne transakcje, a nie ceny ofertowe. Poza tym dobrze jest uśredniać wartości premii opcyjnych, gdyż nie jesteśmy w stanie zaprognozować wartości zmienności implikowanej.
Kusi mnie, żeby zasymulować tą strategię od początku 2010 roku 🙂
Nie śmiem prosić, ale przemiło byłoby przeczytać wyniki takiej symulacji 😀
Postaram się w weekend, chociaż nie obiecuję, bo nawał zajęć mnie trochę przytłacza 🙂
Spróbuj raczej przetestować d 2005 roku.
Szczególnie w okresie 2006-2011.
W miesiącach zyskownych zarobione premie na pewno byłyby dosć atrakcyjne, jednak mam wrażenie że w miesiącach stratnych straty byłyby bardzo bolesne.
Chętnie zobaczę taka tabelkę jak zaprezentowałeś (albo przerobiona na ładny wykresik) właśnie za okres 2005-2015.
Jeśli bardzo chcesz to mam trochę danych transakcyjnych na parę lat wstecz i można z nich wydłubać kursy opcji trzymiesięcznych na miesiąc przed wygaśnieciem. To by pozwoliło zrobić dokładniejszą analizę.
Jakbyś był zainteresowany to mejla znasz 🙂
Z tego co pamiętam to podstawą tej strategii było posiadanie akcji spółki, którą „chce się mieć w portfelu” a potem obniżenie jej ceny poprzez wystawianie opcji. Jest to strategia w której delta pozycji jest różna od 0 a to, mimo prostoty podejścia, potrafi namieszać gdy w portfelu jest coś więcej. Z innej beczki to należy pamiętać i wykorzystywać możliwość oddawania akcji i obligacji pod depozyt opcji na naszym rynku. Pozwala to np. na zbudowanie swojego portfela akcyjnego a następnie oddaniu go w depozyt pod swój portfel opcyjny. Doprowadzi to do niewielkich wymogów pieniężnych na utrzymanie pozycji opcyjnej (ale ciągle trzeba mieć środki na akcje!) i można liczyć na dopływ środków pieniężnych z opcji i dywidend. Jeżeli akcje są z WIG20, to wówczas jedną ze strategii w portfelu opcyjnym może być wspomniane koło fortuny dla depozytu akcyjnego.
Jej wariant indeksowy również zakłada chęć posiadania indeksu w portfelu. Przecież w sytuacji spadkowego rynku, tracimy na strategii covered call (premia nie jest w stanie zamortyzować strat na bazowym) i na naked put (opcja wygasa ITM, zjadając premię i generując straty). Dlatego ruch spadkowy nie jest mile widziany.
Odnośnie obniżania kosztu akcji, można to rozpatrywać dwojako. Albo faktycznie traktujemy premię, jak redukcję kosztu albo podchodzimy do niej jako do dodatkowego dochodu, a bazowy zostawiamy w spokoju. To drugie podejście jest łatwiejsze z matematycznego punktu widzenia.
Co do zaliczenia papierów na depozyt, sprawdza się to przy strategiach długoterminowych. Jeśli mamy trochę aktywniejsze podejście, musimy pamiętać, żeby wycofywać akcje z depozytu, zanim je sprzedamy. Rodzi to trzykrotnie więcej komplikacji niż przy samym handlu. Chyba że prowadzimy portfel dywidendowy i opcyjny na jednym rachunku.
To może zacznę raczej od tego końcowego spostrzeżenia (akapit #3): zakładam, że koncentracja zarządzającego jest tylko na opcjach i wszelka aktywność jest tylko na nich (no i tylko na WIG20) – czyli mówimy tylko o portfelu czysto opcyjnym. Wówczas posiadanie pozycji wiąże się niemal ciągle z utrzymywaniem depozytu (w końcu część z opcji zawsze jest wystawionych). Zatem prowadzenie portfela opcyjnego wiąże się z trzymaniem pewnej ilości środków pieniężnych w depozycie (nazwijmy to „osadem” pieniężnym, którego utrzymywanie jest wymuszone przez giełdę – musimy utrzymywać depozyt). Aby ten „osad” pracował efektywnie, warto ulokować jego część w jakieś papiery wartościowe, które można oddać pod depozyt (czyli mamy tu nieco wymuszoną chęć posiadania indeksu, jeżeli myślimy o akcjach – patrz twój akapit #1). Ponieważ „osad” jest raczej stały, to można się pokusić o portfel papierów wartościowych zbudowany pod kątem długoterminowym i np. dywidendowym (czyli raczej nie jest to portfel pod aktywniejszy handel i dodatkowo zaburza nam deltę całego portfela/rachunku).
Problem naked put to czyste zarządzanie ryzykiem (uważam, że w tym wypadku sporym bo jest krótki okres do wygaśnięcia), który można rozwiązać np. w portfelu opcji. Zakładam, że zarządzający takowym portfel potrafi reagować na „sytuację spadkowego rynku” i porobić odpowiednie zmiany jeśli chodzi o pozycję. Z innej strony: ja rozumiem strategię Pana Zenona Komara jako strategię, która jest dla spółek, które chcemy mieć bo przeanalizowaliśmy/wierzymy, że będą rosły. Jeżeli ten warunek nie jest spełniony (spodziewamy się spadków i to takich dłuższych i większych) to po co wystawiać naked put? W strategii Pana Zenona Komara ideę elementu z naked put rozumiem jako wejście powrotne w pozycję podczas chwilowej, typowej korekty – bo w dłuższym terminie i tak spodziewamy się wzrostów.
A swoją drogą to zwolnienie papierów z depozytu nie jest skomplikowane – u mojego brokera jest to kwestia paru kliknięć i odczekania trochę…
Odnośnie naked put, można wystawiać ją nieco dalej od rynku. Wtedy mniejsze premie, ale i mniejsze ryzyko wykonania opcji 🙂 W swojej symulacji przyjąłem, że celem inwestora jest maksymalizacja otrzymywanej premii.
A odnośnie zaliczania spółek na depozyt, w moim DM nie ma możliwości zlecenia sprzedaży akcji, które są zabezpieczeniem depozytu. Nie zadziała więc tutaj żaden stop loss i wyjść z pozycji możemy dopiero, gdy wycofamy je z zaliczenia na depozyt. Dlatego w grę wchodzą moim zdaniem tylko strategie długoterminowe.
W systemie była mowa o wygaszaniu ryzyka w momencie osiągnięcia 50% zysku przez zamknięcie pozycji a stratną pozycje trzymać należy do wygaśnięcia.
Ciekawe jak wpłynie to na wyniki symulacji.
Jesteś pewien, że chodzi o koło fortuny? Mi się wydaje, że zyski Zenon Komar bierze w połowie, ale przy naked put.
Czesc. Moje przemyslenia (wynikajace rowniez z faktu ze sam urzywam takiej strategii):
1. Jesli mowimy o opcjach europejskich to taniej jest trzymac caly czas pozycje naked put (niz robic to tak jak w Twojej symulacji: naked put -> covered call -> naked put -> itd.). Posiadanie coverd call’a (w wariancie kontrakty terminowe + wystawiony call) bedzie w polskich warunkach wymagalo utrzymania wiekszego depozytu, wiec jesli dobrze rozumiem, lepiej powtarzac strategie naked put.
2. Dla opcji amerykanskich gdzie instrumentem bazowym jest akcja, mozna zaczac od trzymania akcji i wystawienia opcji call. Jesli kupujacy opcje call ja zrealizuje, nie trzeba na gwalt kupowac akcji (juz sie ja posiada). A pozniejsze wystawienie opcji put ma sens (vs odnowienia covered call’a) dlatego ze jest to jedna transakcja zamiast dwoch: ponownego kupienia akcji i wystawienia opcji call. Jest jeszcze jednen mozliwy powod – na samym poczatku ktos mial juz kupione akcje.
Podsumowujac, Twoja symulacja bylyby latwiejsza do przeprowadzenia i dalyby lepsze rezultaty – z powodu mniejszych kosztow transakcyjnych (mniejsza ilosc transakcji) i mniejszego potrzebnego depozytu zabezpieczajacego, gdybys po prostu wystawial opcje put bez pokrycia.
Daj(cie) znac czy sie zgadzasz(cie) z tym co napisalem, moze sie gdzies pomylilem.
Pozdrawiam serdecznie i gratuluje bardzo ciekawego bloga.
* sorki za literowke – uzywam
Hej,
Jestem właśnie w trakcie budowania symulacji naked put od 2000 roku 🙂 Żmudna praca, ale mam nadzieję, że da jakieś ciekawe wyniki. Chociaż jestem przekonany, że od 2007 do 2009 będzie masakra 🙂
Pozdrawiam
Radek
Strategię koło fortuny rozumiem jako strategię kierunkową i nie powinno się obstawiać jednego kierunku przez tak długi okres czasu. Może jakiś trigger powinien być wprowadzony, który zmienia kierunek strategii (jak chociażby przecięcie długoterminowej średniej przez cenę).
Strategia kierunkowa na rosnący (delikatnie) rynek. I sądzę, że naked put zmasakruje rynek w okresie 2007-2009. Ale na tej podstawie można będzie robić jakieś dalsze testy, właśnie w postaci długiej średniej i odwrócenia na naked call. Chociaż i tak uważam, że najlepiej wystawiać calle na podbiciach, a puty w dołkach 😀
Wystawiał opcje na 90 dni przed ich wygaśnięciem, podyktowane jest to szybką utratą wartości w okresie 30 dni.
Coś tam mogłem przekręcić.
Zgoda, ale o ile dobrze pamiętam to nie było to w kontekście strategii koło fortuny.