Inwestorzy rozpoczynający handel opcjami często przeżywają szok w zetknięciu się z realiami rynkowymi. Okazuje się bowiem, że plany i strategie opcyjne nie są tak łatwe do zrealizowania, jak by się to na początku wydawało. Jednym z problemów jest panująca na rynku opcji płynność, a dokładniej, ograniczona popularność tych instrumentów. Warto jest się przyjrzeć temu zagadnieniu oraz możliwościom ominięcia piętrzących się przeszkód.
Płynność kontra obroty
Od chwili, kiedy zleceniem o wartości 2-3 tysięcy złotych przesunąłem notowania jednej ze spółek o ponad 5%, z wytężoną uwagą przyglądam się panującej na danych aktywach płynności. Niedostateczna ilość zleceń po przeciwnej stronie sprawia, że wejście lub wyjście z inwestycji staje się bardzo utrudnione lub nawet niemożliwe. Jeśli natomiast jest możliwe, odbywa się to na bardzo niekorzystnych warunkach cenowych.
Czym jest płynność? Jest to właśnie obecność zleceń kupna i sprzedaży. W zależności od ilości i wielkości tych zleceń, można powiedzieć, że dane aktywo jest bardziej lub mniej płynne. Patrząc z tej perspektywy można powiedzieć, że opcje na Wig20 są instrumentami o zagwarantowanej płynności. Dzieje się tak z powodu obecności animatorów rynku. Na mocy umów zawartych z Giełdą Papierów Wartościowych, są oni zobowiązani do kwotowania zleceń kupna i sprzedaży o odpowiedniej wielkości, ze spreadem nie przekraczającym danej wartości. W rezultacie nawet jeśli nikt ze „zwykłych” inwestorów nie posiada wystawionych zleceń, obecny jest tam animator.
Może się jednak zdarzyć, że w arkuszu jest pusto. Co wtedy? W tym celu powstała instytucja zapytania o kwotowanie. Inwestor zainteresowany dokonaniem transakcji na danej serii opcji zgłasza takie zapytanie, a inni inwestorzy mogą złożyć swoje zlecenia do arkusza, zwiększając płynność panującą na rynku. Z racji zawartej umowy, animator jest zobowiązany do złożenia swoich zleceń, dzięki czemu nie powinny zdarzać się sytuacje, w których dokonanie transakcji jest niemożliwe, nawet mimo braku zainteresowania innych inwestorów.
Obroty są nieco innym zagadnieniem. Podchodząc do zagadnienia formalnie, jest to ogół transakcji kupna i sprzedaży odnotowanych na danym instrumencie w danym odstępie czasu. Mając jednak na uwadze fakt, że nie zawsze potrzebujemy ścisłych kryteriów, można przyjąć, że obroty oznaczają popularność danego aktywa wśród inwestorów. W tej kategorii możemy poruszać się od instrumentów o bardzo wysokich obrotach, np. kontrakt na Wig20, największe spółki na GPW, do tych o znikomych obrotach, jak niektóre serie opcji czy też najmniejsze spółki, gdzie zdarzają się sytuacje, gdy przez kilka dni nie zostanie zawarta nawet jedna transakcja.
Obroty i płynność są często ze sobą utożsamiane. I w praktyce faktycznie bywa tak, że wysoka płynność wynika z dużych obrotów, a brak płynności z braku obrotów. W przypadku opcji sytuacja jest niestety wyjątkowa, gdyż tutaj płynność jest prawie zawsze, gdyż zapewniają ją animatorzy. Natomiast obroty są zupełnie inną rzeczą, co sprawia, że w rezultacie brak obrotów wcale nie oznacza braku płynności. Jest to ukłon giełdy w kierunku inwestorów, gdyż bez obecności animatorów rynek opcji pozostałby martwy.
Jak wygląda to w praktyce? Obecność market makerów sprawia, że możemy składać zlecenia i są one wykonywane. Smutna rzeczywistość wygląda jednak tak, że najczęściej dokonujemy transakcji z animatorem, a nie z innymi uczestnikami rynku. W rezultacie jeśli chcemy kupić lub wystawić opcje, odbywa się to w cenach dostępnych w arkuszu, a więc nieszczególnie atrakcyjnych.
Handel opcjami – co oferuje rynek?
Aby uświadomić sobie, co czeka nas na parkiecie, należy zajrzeć do arkusza opcji. Zobaczymy ceny, transakcje i być może w ten sposób będzie można przygotować się na rynkowe realia, zanim jeszcze zaczniemy dokonywać własnych inwestycji.
Powyżej widzicie oferty kupna i sprzedaży opcji najbliższej serii wygasające w czerwcu 2014 roku. Można z niej wysnuć kilka ciekawych wniosków. Po pierwsze, można sprawdzić spready między zleceniami kupna i sprzedaży różnych opcji. Dzięki temu będziemy mniej więcej wiedzieli, z jakimi kosztami musimy się liczyć biorąc się za handel opcjami, a z drugiej strony być może uda nam się wysnuć inne ciekawe wnioski.
Jak to zrobię? Sprawdzę procentowy stosunek szerokości spreadu do wartości środkowej między zleceniami kupna i sprzedaży. Na przykładzie: bid 16, ask 18. Spread wynosi 2, a wartość środkowa 17. 2/17 daje nam spread o szerokości 11,76%. Sprawdźmy więc, jak się to przedstawia dla 11 cen wykonania, przyjmując 2400 za ATM.
Mając powyższe już wiemy, jak przedstawia się sytuacja. Koszt spreadu w przypadku handlowania opcjami jest całkiem znaczny. Weźmy pod uwagę, że są to przecież najbardziej płynne opcje, gdyż serie wygasające w późniejszych miesiącach kształtują się jeszcze gorzej.
Koszt spreadu z pewnością utrudnia handel opcjami, ale jakie przybiera on praktyczne wymiary? Zwróćcie uwagę, że przedstawiona na górze tabela ujmuje indeks bardzo blisko poziomu 2400. Można więc pokusić się o próbę zbudowania spreadu o rozpiętości 100 punktów, między cenami wykonania 2350 oraz 2450. Wiedząc, ze spread byka lub spread niedźwiedzia zbudowany w takiej sytuacji powinien mieć poziom breakeven dokładnie w punkcie 2400 pkt oraz stosunek prawdopodobieństwa zysku do prawdopodobieństwa straty równy 50:50. Sprawdzimy, czy stosunek potencjalnego zysku do ryzyka również wyniesie 1:1. Porównamy spread budowany po cenie położonej na samym środku, pomiędzy zleceniami kupna i sprzedaży ze spreadem opartym na zleceniach z przeciwnej strony rynku.
Zbudujemy spread byka na opcjach call, zaczynając od cen środkowych. Kupimy więc call 2350 i wystawimy call 2450. Ceny środkowe dla tych opcji to odpowiednio to kupno za 95,87 pkt oraz wystawienie za 47,70 pkt. W rezultacie ponosimy koszt rzędu 48,17 pkt i mamy szansę na zysk rzędu 51,83 pkt. Bardzo blisko stosunku 1:1. Prowizje pomijamy.
A teraz spróbujmy zrobić to samo, ale korzystając z aktualnych ofert rynkowych. Za opcję kupioną płacimy 98,75 pkt, za wystawioną otrzymujemy 46,50 pkt. Ponosimy koszt rzędu 52,25 pkt, a maksymalny możliwy zysk wynosi 47,75 pkt. W rezultacie nasz prób opłacalności przesuwa się z poziomu 2398,17 pkt do poziomu 2402,25 pkt, czyli dokładnie o 4,08 pkt. Tyle kosztuje nas konieczność skorzystania ze zleceń animatora.
A jak wygląda to w przypadku spreadu nieco węższego? Sprawdzimy kupno spreadu niedźwiedzia, czyli, potrafiąc żonglować opcjami, wiemy że będzie on zbudowany na opcjach put. Tym razem wykorzystamy put 2350 i put 2400. W wariancie ceny znajdującej się po środku spreadu, kupujemy put 2400 za 84,82 pkt i wystawiamy put 2350 za 62,25 pkt. Ponosimy koszt rzędu 22,57 pkt, w rezultacie czego mamy szansę na zysk 27,43 pkt.
A biorąc po cenach z arkusza? Płacimy 87,40 pkt za put 2400 i otrzymujemy 60 pkt za put 2350. W rezultacie nasz koszt wynosi 27,40 pkt, a możliwy zysk 22,60 pkt. Widzimy, że w tym wypadku koszt korzystania z ofert z arkusza w porównaniu do cen ze środka spreadu wynosi 4,83 pkt. Jest to co prawda wartość zbliżona do poprzedniej, ale trzeba wziąć poprawkę na fakt, że w tym wypadku szerokość naszego spreadu (między cenami wykonania) wynosi zaledwie 50 punktów, a nie 100. W rezultacie, różnica 4,83 pkt stanowi prawie 10% szerokości spreadu. A to już całkiem poważna wartość dla naszych portfeli, zwłaszcza w długim terminie.
Co może zrobić inwestor?
Najlepszym rozwiązaniem jest cierpliwość. Nie od dziś wiadomo, że chcąc dokonać transakcji szybko, musimy się godzić na gorsze warunki cenowe. Jest to zasada działająca nie tylko na rynkach finansowych, a ujawniająca się głównie w przypadku stop lossów, ale również w innych sytuacjach życiowych.
Działając bez przymusu czasowego, jesteśmy w stanie uzyskać dużo lepszą cenę transakcyjną. Pierwszym rozwiązaniem jest ustawienie się w samym środku spreadu, zawężając go znacząco. Wtedy szanse na to, że inny inwestor „weźmie” nasze zlecenie są znacząco wyższe. Dzięki temu uda nam się zbliżyć do warunków, które opisywałem powyżej, dokonując transakcji w samym środku widełek.
Drugie rozwiązanie jest dla osób posiadających jeszcze większą ilość czasu. Można złożyć do arkusza zlecenie zaledwie nieco lepsze niż najlepsza do tej pory oferta. Chcąc kupić opcję, posiadając spread np. 30,50 pkt – 34,00 pkt, składamy zlecenie z ceną 31,00 pkt. W takiej sytuacji czekamy na desperata, który dokona z nami transakcji na warunkach postawionych przez nas, a nie przez siebie. Cierpliwość może się opłacić, gdyż w ten sposób cena będzie dużo lepsza niż środek spreadu, opisywany powyżej. Rozwiązanie to wymaga jednak czasu, którym nie zawsze dysponujemy, a z drugiej strony również częstych korekt, gdyż ceny opcji ustalane przez animatorów nie stoją w miejscu, ale wielokrotnie w ciągu sesji zmieniają się, reagując na zachowanie instrumentu bazowego oraz zmienność implikowaną. Dlatego może się okazać, że dopiero pół dnia siedzenia i dokonywania poprawek w cenie zlecenia, pozwoli nam zawszeć transakcję. Takie podejście sprawdzi się głównie u małych inwestorów, dokonujących transakcji na stosunkowo niedużych pakietach opcji.
Dobrym rozwiązaniem jest poszukanie innych inwestorów i udanie się tam, gdzie zauważamy ich obecność. Poniżej znajdziecie tę samą tabelę, którą umieściłem w pierwszej części wpisu, ale z zaznaczeniem wolumenu.
Widzicie więc, że większość transakcji na opcjach odbywa się na instrumentach będących OTM, czyli poza pieniądzem. Informację tę potwierdza liczba otwartych pozycji, która w przypadku tych opcji jest zdecydowanie większa niż w seriach ITM. To właśnie tam są inwestorzy, tam dokonują się transakcje. I tam też powinniśmy szukać drugiej strony do naszych zleceń.
Podsumowanie
Powyżej omówiłem kilka trudności, które pojawiają się w realnych giełdowych transakcjach. Być może osoby, które jeszcze nie weszły w handel opcjami, nie spotkały się z tym problemem, ale aby skutecznie inwestować, należy mieć na względzie wszystkie okoliczności, które mogą wpływać na nasze ostateczne wyniki.
gacek says
A ja mam nieco osobiste pytanie. Na GPW handlujesz akcjami (instrumentami teoretycznie najprostszymi) oraz opcjami (teoretycznie najtrudniejszymi) z pominięciem „średniej półki”, czyli kontraktów terminowych. Są jakieś konkretne powody dla jakich nie darzysz ich sympatią?
Radosław Chodkowski says
Mojemu stylowi inwestycji na indeksie najbardziej odpowiadają opcje. Wynika to z analizy, jaką prowadzę i horyzontu czasowego, jaki przyjmuję. Kontrakty są ponadto narażone na stop lossy, którego to problemu nie ma przy opcjach.
gacek says
Stop loss na kontraktach terminowych? Pierwszy raz o czymś takim słyszę. Czy mógłbyś rozwinąć?
Radosław Chodkowski says
Odpowiem na poprzednio zadane pytanie w najbliższym wpisie.
marek says
Witam,
z definicji na bossa.pl „out-of-the money (OTM) – kiedy cena wykonania (strike price) dla opcji call jest wyższa, a dla opcji put niższa od obecnego kursu instrumentu bazowego (underlying)”
w tabelce jest na odwrót. Gdzie jest błąd?