Zaledwie w poprzednim tygodniu opisywałem zagadnienie gamma risk związane z wysoką zmiennością cen opcji w ostatnich dniach przed wygasaniem. Cieszyłem się, że udało mi się ładnie zaprezentować całość na przykładzie z początku stycznia, kiedy to rynek gwałtownie zwyżkował, przesuwając silnie ceny opcji. Kilka dni po publikacji tego tekstu, gamma risk zmaterializowało się w moim portfelu. Sądziłem, że pozycje które posiadam są bezpieczne, a tymczasem okazało się, że niewiele brakowało, abym poniósł stratę, której się nie spodziewałem. Korzystając więc z tej okazji, pokażę Wam, jak to wyglądało w praktyce.
Iron condor na serii styczniowej
Co do zasady, stosowałem strategię bardzo zbliżoną do tej, którą prezentuję w grubym portfelu. Posiadałem dwa oddzielnie wystawione credit spready, które łącznie tworzyły strategię iron condora. Powyżej rynku wystawiłem spread 2500/2550, natomiast poniżej rynku 2200/2250. W rezultacie moim obszarem bezpieczeństwa był przedział między 2250 a 2500 pkt na Wig20. Jest to dość szeroki przedział, ale jak już to kiedyś opisywałem, zazwyczaj rozbijam w czasie wystawianie poszczególnych spreadów, dzięki czemu uzyskuję korzystniejsze warunki cenowe niż otwierając całego iron condora jednocześnie. Premia, którą otrzymałem za wystawienie spreadów wynosiła prawie 15 pkt, już po pomniejszeniu o prowizje. W rezultacie moje progi opłacalności to 2235-2515 pkt.
Czarny czwartek
Na wykresie czerwonymi liniami zaznaczyłem poziomy, których obrona mnie interesowała, z kolei niebieskie linie oznaczają wygasanie poszczególnych miesięcznych serii opcji. Na marginesie powiem, że przeprowadzając analizę techniczną pod kątem strategii opcyjnych, zawsze mam naniesione te niebieskie linie. Wygasanie kolejnych serii jest niezmiernie istotne, gdyż aspekt czasowy ma kluczowe znaczenie dla inwestowania z wykorzystaniem opcji. Program PowerTrader sprawia, że linie te zostają tam, gdzie je ustawiłem. ISPAG czy Stooq nie dają takich możliwości.
Na wykresie widać, że jeszcze we wtorek (opcje wygasały w piątek) indeks znajdował się dokładnie pośrodku mojego przedziału bezpieczeństwa, czyli w okolicach 2375 pkt. Uznałem więc, że nie ma sensu ponosić dodatkowych kosztów związanych z zamykaniem posiadanych pozycji. Nie oczekiwałem, żeby rynek był w stanie w ciągu trzech dni przesunąć się na tyle, żeby zagrozić wystawionym przeze mnie opcjom.
Tymczasem w czwartek ogłoszono, że Szwacjaria nie będzie broniła już sztywnego kursu swojej waluty do euro. Spowodowało to znaczące poruszenie na rynkach walutowych, jak również na parkietach giełdowych. Tyle tylko, że DAX czy CAC40 rosły o 2%, podczas gdy Wig20 zakończył dzień stratą rzędu 3%, na poziomie 2265 pkt. Było to zaledwie 15 punktów od poziomu 2250, którym zyski zaczynają topnieć a straty narastać. Biorąc pod uwagę panującą zmienność i ogólny niepokój, miałem poważne obawy co do piątkowej sesji, mimo że w mojej opinii rynek nie powinien już bardzo spadać.
Piątkowa sesja faktycznie była nerwowa, w najgorszym momencie rynek zszedł do poziomu 2225 pkt, czyli posiadałem wirtualną stratę. Na szczęście pod koniec sesji straty się zmniejszyły i ostatnia godzina upłynęła minimalnie powyżej poziomu 2250 pkt. Puty z tą ceną wykonania wygasły bez wartości, co znaczy, że kolejny miesiąc zakończył się maksymalnym zyskiem. W tym wypadku było to ok. 6,5% w skali portfela.
Poniżej widać zachowanie opcji put 2250 podczas ostatnich dni notowań.
Zauważcie, że skala po prawej stronie jest skalą logarytmiczną, a nie arytmetyczną. Jeszcze w czwartek rano opcja notowana była prawie bez wartości, po 1,5 punktu. Gwałtowne wydarzenia na rynku spowodowały, że jej cena podskoczyła do 10 punktów, a w czwartek w swym najwyższym miejscu premia osiągnęła 25 punktów. Łagodne zamknięcie sesji i wyjście przez indeks powyżej 2250 pkt sprawiło, że ostatecznie opcja wygasła bez żadnej wartości, co również widać na wykresie.
Postawmy się teraz w sytuacji wystawcy takiej opcji. Sprzedaje ją za kilka punktów, licząc na to, że zatrzyma całość otrzymanej premii. Tymczasem w ostatnim dniu notowań jakieś gwałtowne wydarzenie sprawia, że zamiast zarobić, zmuszony jest oddać kilkukrotnie więcej środków niż wynosi jego maksymalny możliwy do osiągnięcia zysk. Tak właśnie kształtuje się gamma risk w praktyce.
Zamykać pozycje, czy nie zamykać?
Niejeden inwestor poległ przy wystawianiu opcji. Ja sam mocno oberwałem po tyłku w sierpniu 2011 roku i wiem, czym to pachnie. Pojawia się więc kilka pytań. Zamykać, czy nie zamykać? Dlaczego ja zostawiłem tę pozycję otwartą, mimo że pisałem wcześniej o tym, jak dużym niebezpieczeństwem to grozi?
Po pierwsze trzeba zaznaczyć, że zupełnie inaczej postępuje się w sytuacji pozycji niezabezpieczonej (naked put), a inaczej przy credit spreadzie. W moim przypadku posiadałem spread o szerokości 50 punktów, a więc moje ryzyko było ograniczone do 35 punktów, gdyż wcześniej otrzymałem 15 punktów premii. Oznacza to, że ryzykowałem trochę więcej niż dwukrotność zysku, który mogłem osiągnąć. Nie było to więc 5-6 krotność, co już mogłoby zaboleć. Strategia zakłada, że na każdej serii chciałbym otrzymać zysk w wysokości ok. 6% portfela. W rezultacie strata wyniosłaby maksymalnie 12-15% dla portfela, co skonsumowałoby 2-3 miesięczne zyski. Taką stratę jestem w stanie przetrzymać i mam wkalkulowaną w moją strategię.
Kolejna sprawa to analiza techniczna i subiektywne przekonanie co do przyszłego zachowania rynku. Tego niestety obiektywnie przekazać się nie da, gdyż każdy inwestor ma inne umiejętności i inaczej ocenia wykres. I świadome zdecydowanie się na pozostawienie takiej pozycji na rynku, będące rezygnacją z jej wcześniejszego zamknięcia, sprawia że stawiamy duże pieniądze na nasze umiejętności i subiektywną ocenę sytuacji. A w dużej części również na czynniki losowe, gdyż w każdej chwili może nastąpić wydarzenie niweczące najlepszą nawet analizę.
Dlatego nie można jednoznacznie powiedzieć, czy lepiej pozycję zamknąć, zrolować, czy pozostawić otwartą. Wszystko to jest kwestią do indywidualnej oceny. Jeśli ryzyko jest ograniczone do pewnego poziomu, a szanse na jego realizację niewielkie, można spróbować z pozostaniem na rynku. Jeśli natomiast wystawiliśmy gołe opcje, jedna pomyłka lub trochę pecha może sprawić, że utracimy dużą część naszego kapitału.
Podsumowanie
Jak widzicie wcale nie trzeba długo szukać, żeby pokazać ryzyka związane z wystawianiem opcji. Z drugiej strony branie na siebie takiego ryzyka jest bardzo dobrze płatne, co pokazuje miesięczna stopa zwrotu w wysokości 6,5%. Czy warto? Musicie to wszystko ocenić sami, a jeśli zdecydujecie się na podjęcie takiej próby, pamiętajcie o ryzyku, które na siebie bierzecie. Zawsze należy dopuszczać możliwość wystąpienia nieoczekiwanych wydarzeń, które zachwieją rynkami. Pytanie, co wtedy zrobicie i jak się to przełoży na posiadane portfele.
tomkus says
Marcin says
zależnie czy będą wzrosty czy spadki tak samo będzie z grubością portfela co jest logiczne 🙂 jednak ryzyko jest bardziej opłacalne 😉
Radosław Chodkowski says
Chodzi też o to, żeby ryzyko mieć pod kontrolą. Nie wystarczy wziąć na siebie ryzyka ot tak, żeby je brać. Chodzi o to, żeby dostać za to ładne pieniądze, rekompensujące narażanie tyłka. Mam nadzieję, że niedługo będzie można pokazać to w wynikach.